0.1 C
Bydgoszcz
piątek, 14 lutego, 2025
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

… KATARZYNY KABACIŃSKIEJ: Social media i czarna komedia

    Przyznam, że dotąd jednym uchem wpuszczałam, ale drugim wypuszczałam rewelacje o tym, jakie spustoszenie w głowach użytkowników potrafią zrobić media społecznościowe. Rozgrzeszałam się jednak bez trudu, bo moje, dziś już dorosłe, dziecko okazało się wyjątkowo odporne na to zjawisko, ja zaś wiedziałam, że nie wszystkie media mają zabójcze macki i nie wszyscy hulający po Instagramach, Facebookach, TIK TOKach, czy innych Twitterach staną się ofiarami drenażu mózgu. Byłam jakby z boku, w bezpiecznej – wydawało mi się – odległości od tego świata. Do czasu…

Tą cezurą czasową stał się 18 stycznia 2025 roku, gdy na portalu TVOKO opublikowałam felieton „Barwne życie znikające w niebycie”. Już po kilku godzinach dowiedziałam się od Szefowej, że … nie żyję! Faktem jest, że słabowałam trochę ostatnio, ale – mimo wszystko – do umierania mi daleko. Jak jednak inaczej można było zrozumieć taką treść postu: „Żegnaj Kasiu… Pozostaniesz na zawsze w naszej pamięci jako piękny Barwny Ptak… R.I.P.”? Tekst został zamieszczony pod fragmentem mojego najnowszego felietonu, który tradycyjnie zapowiedziała na swoim FB właścicielka TVOKO – redaktor Grażyna Ostropolska.

Tak, to ta znana dziennikarka śledcza, która wiedziona, jak sądzę, nieutuloną tęsknotą za gęstą kryminalną aurą, klimatem występku, tajemnych tropów i pokrętnych zeznań poprosiła: „Chwilowo nic nie prostujmy, zobaczymy, jak sprawa będzie się rozwijać…” I z nieskrywaną radością podzieliła się ze mną ludową mądrością, że jeśli człowieka oddającego się w najlepsze codziennym rytuałom, dopadnie wieść o własnej śmierci, ten będzie żył długo. W ten oto prosty (sic!) sposób miałam zapewnioną długowieczność i monitorującą sytuację na FB Szefową, czujną jak ważka. Na taki dobrostan chciałam zakrzyknąć: „żyć nie umierać!”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle, do którego mózg przesłał sygnał o niestosowności takiego zachowania w obliczu śmierci. Choćby wyimaginowanej.

Poczułam, że duszę się w oparach absurdu… Po raz n-ty czytałam o sobie, jako barwnym ptaku, co to ma spoczywać w pokoju, ale jakoś ów R.I.P. nie koił moich nerwów. Wierzcie mi, człowiek dziwnie się czuje, gdy czyta, że nic już czuć nie powinien, bo zimny zeń trup! Brr… Tymczasem pod zajawką mojego felietonu namnożyły się łzawe ikonki, więc postanowiłam zmartwychwstać dla internautów i dociec dlaczego zostałam uśmiercona. I tu w sukurs pospieszyła mi pani redaktor z genem śledczym twierdząc, że post żegnający mnie na amen napisała osoba (skądinąd znana nam obu, też dziennikarka!), która przeczytała tylko fragment felietonu cytowany na FB Szefowej, a widząc przy graficznej winiecie moje nazwisko – bezmyślnie połączyła kropki. No i wyszedł z tego most zwodzony, bo wystarczyło kliknąć w tę grafikę, a wówczas pojawiał się na ekranie cały tekst, którego autorstwo nie pozostawiało wątpliwości.

Wniosek z tego prosty: Katarzyna Kabacińska nie umarła, by opisać własny (sic!) pogrzeb, tekst to bardzo osobiste pożegnanie z przyjaciółką z czasów studenckich. I tyle. Zdumiewa mnie jednak jakaś paralela zdarzeń, a może przede wszystkim – towarzyszących im emocji. Nie ukrywam, że ten felieton jest dla mnie ważny, pisząc borykałam się z trudnością znalezienia właściwych słów, aż tu ktoś odnalazł te najprostsze, które stały się lapidarnym, nadto gładkim pożegnaniem. Tyle, że cieszyć mnie to nie cieszy, wszak nadal żyję i chwilowo nie mam innych planów. Mam za to zupełnie nowe doświadczenia. Są pouczające i skłoniły mnie po pewnych przemyśleń.

Co prawda odmawiam zostania czynną użytkowniczką platformy X (kiedyś Twitter), ale nie będę już wydziwiała, że polityka światowa (krajowa też) rozgrywa się dziś w sieci, wpis goni wpis, a większość z nich komunikuje rzeczy naprawdę ważne. Mam wrażenie, że teraz nawet wojny toczą się na posty. Nie do końca mi się to podoba, ale nie będę się obrażać na rzeczywistość, nawet wirtualną. Z pokorą przyjmuję też ostrzeżenia przed cyberprzestępczością agenturalną i pouczenia, jak się strzec fake newsów. Zresztą, co mi tam obce wywiady, skoro poprzestanę na kupowaniu w sieci desusów i obrusów! A jak już będę coś czytała w internetach, to solennie obiecuję (i polecam innym, to naprawdę nie boli) czytać ze zrozumieniem. Wówczas mam szansę na pokojowe stosunki bilateralne z komputerem, mój warunek – stop dla opcji: uśmiercanie przez bezmyślne klikanie. Wprawdzie do grobu złożono mnie cyfrowo, ale ja i tak nie czułam się z tym komfortowo.

Podobne artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Pozostańmy w kontakcie

255FaniLubię
526SubskrybującySubskrybuj
- Advertisement -spot_img

Ostatnio dodane