Dręczą mnie wątpliwości, czy targetem, jaki menagment Męskiego Grania wytypował dla hitu „Super moce” był Uniwersytet Trzeciego Wieku, czy może oddział geriatryczny? Pewnie nie! Tymczasem mnie się utwór spodobał do tego stopnia, że – niczym w reporterskiej wcieleniówce – zaczęłam odczuwać, jak wzbiera we mnie moc tak wielka, że sen spędza z powiek.
Gdy z wdzięcznością myślałam o tercecie terapeutycznym z Igo, Mrozu i Vito Bambino, powoli do mnie docierało, że ta moc musi mieć jakieś inne źródło. I podejrzenie padło na lansowany nachalnie nowy model dla ludzi 60+, bo nastała
pora na power u seniora.
Ten, ignorując PESEL, ma dziś obowiązek być zdrowy, sprawny, zadowolony z życia oraz kompatybilny z każdą formą nowych technologii. Przesadzam? To zobaczcie, co Gazeta Senior doradza swym dojrzałym czytelnikom zabrać na wczasy. Wśród 10 przydatnych gadżetów na pudle znalazły się: powerbank, lokalizator i elektroniczny tłumacz, a nim autorzy poradnika przeszli do prozy życia w postaci uciskowych skarpetek, chusteczek do dezynfekcji i ekobutelki na wodę, 4 miejsce obsadzili jeszcze czytnikiem ebooków.
Spełniający te standardy senior, to dopiero jest cool! Ale ja, całkiem prywatnie,chcę życzliwie dodać następującą radę: kandydując choćby na prezesa ogródków działkowych musisz, drogi seniorze, ogarnąć się i pilnować, by podczas oracji przy kompostowniku nie pomylić panów Donaldów T. – rodzimego, z tym zza Wielkiej Wody. To równie ważne, jak umiejętność błyskawicznego odróżnienia naszego pana prezydenta od Jasia Fasoli. W przeciwnym razie, na bank, wylądujesz na aucie. Z powerbankiem w kieszeni!
Nie byłabym sobą, gdybym w tych poszukiwaniach nie zanurkowała w nasze swojskie błocko polityczne. I bingo! Bo to ono, a nie panowie z Męskiego Grania, sprawiło, że moc w sobie czuję okrutną. Obrazowo dookreślając swój obecny stan ducha,
powiem wprost – czuję wkurw!
Gdy to odkrycie, lotem błyskawicy, przemknęło mi przez głowę już wiedziałam, że skończy się na ulicy. Na protestach, marszach, wiecach, gdzie Polki będą mogły wykrzyczeć swój sprzeciw wobec tych, których same wybrały. Nie jest bowiem dla nas, kobiet, najważniejsze czyś polityku z prawa, czy z lewa, ważne byś, gdy zdobędziesz władzę, dotrzymywał przedwyborczych obietnic, nie lekceważył naszych praw i nie próbował nas robić w konia. Idę o zakład, że tak właśnie czuje i myśli dziś większość Polek, zwracając swój zagniewany wzrok ku premierowi. Donald Tusk to wytrawny polityk. Zawsze trzymał partię twardą ręką, gotów
wykosić każdego niesubordynowanego.
Nie wszystkim się to podobało, więc gdy szefa zaproszono na brukselskie salony, wielu odetchnęło z ulgą. A PO pikowało w dół w sondażach i mozolnie tkana przeciwwaga dla rujnującej państwo Zjednoczonej Prawicy rozłaziła się w szwach. Wtedy ożyła nadzieja, że Tusk wróci i – niczym rycerz na białym koniu – ocali rodaków przed trzecią kadencją autorytarnej władzy Kaczyńskiego. I powrócił. Z europejskim sznytem i kontaktami nie do przecenienia, a jednocześnie z determinacją uzdrowienia polskiej polityki.
Co było dalej, wiemy: nawet populistyczne hasła z kampanii wyborczej do parlamentu nie dały Tuskowej KO możności samodzielnego rządzenia, ale już Koalicji 15 października, owszem. I tu jest pies pogrzebany! Bo oprócz punktów stycznych zawartych w umowie koalicyjnej, są tematy, w których
konserwa PSL-u nie dogada się z liberałami
Tuska! O porozumieniu z progresywną lewicą nawet nie myślę, skoro i z partią Hołowni na Trzeciej Drodze iskrzy. Boleśnie przećwiczyliśmy to właśnie podczas głosowania nad zniesieniem kar za pomocnictwo w terminacji ciąży. Żeby np. w sytuacjach przewidzianych przez prawo lekarze nie bali się, że „pójdą za to siedzieć”. Tzw. efekt mrożący okazał się bowiem przyczyną tragicznych zgonów kilku młodych kobiet w zagrożonej ciąży. I, po prawdzie, to za ten grzech zaniechania powinien być kryminał!
Chciał, nie chciał, w sytuacji, gdy depenalizacja aborcji nie przeszła trzema głosami, staje mi przed oczyma obraz jednej z dotkliwszych porażek sił demokratycznych, gdy głosowano postawienie Zbigniewa Ziobro przed Trybunałem Stanu. Wygląda na to, że PO nie wyciągnęła żadnych wniosków po tamtym blamażu! Nie rozumiem lekceważenia sprawy, która wielokrotnie wyprowadziła Polki na ulicę. Potem złotouste obietnice zaprowadziły je do urn, za co w podziękowaniu dostały teraz „Kozakiewicza gest”. Jestem wściekła, gdy myślę, że przed tak ważnym głosowaniem
nie policzono dokładnie szabel!
W przestrzeni publicznej znowu słychać leitmotiv: „to wina Tuska”, tyle że dotąd był to zaśpiew PiS, teraz premier słyszy chór swoich wyborców! I pewnie się wścieka bardziej, niż ja, ale to on pozwolił wrócić do gry Romanowi Giertychowi. Który, chcę wierzyć, że to nieprawda, zagrał Tuskowi na nosie? Zresztą nie o jednego, nawet dużego, posła Giertycha chodzi. Ręce mi opadają, gdy słucham argumentacji „na nie” panów z PSL, szczególnie pana prezesa, który jest lekarzem! Ja nie powierzyłabym mu nawet zdrowia kota, w myśl zasady naszej noblistki, że „tego się nie robi kotu”. I tu dopada mnie smutna, bo odgrzewana refleksja, że na Wiejskiej reprezentuje nas hardcorowa konserwa, ludzie dużo bardziej zachowawczy, niż ich wyborcy. A to dowodzi tylko tego, że w kampanii wyborczej
jesteśmy mamieni przez polityków,
by nie powiedzieć – okłamywani. Taż inaczej byśmy ich nie wybrali! Z tej złej we mnie mocy, tudzież okrutnego skwaru miewam bezsenne noce, a więc i czas, by pomyśleć. Ale nie z powodu nocnej pory czarno widzę dowiezienie aborcyjnych obietnic przez demokratyczną większość. Skoro ci, niby „nasi” posłowie, nawet o związki partnerskie się spierają! Żenada… Bo, niestety, prawdą jest, że na ręce trzeba patrzeć każdej władzy! O czym w Bydgoszczy zapewnimy rządzących w najbliższą sobotę, 20 lipca o godz. 18.00. A że miejsce protestu – Plac Praw Kobiet zobowiązuje, pokażemy, że znamy swoje prawa i domagamy się ich realizacji. A ja chcę przypomnieć, że – parafrazując –
łaska wyborcy na pstrym koniu jeździ.
Bo zdarzyć się może wszystko… I właśnie się zdarzyło! Sąd nie wydał zgody na tymczasowy areszt dla wiceministra od Ziobry, Marcina Romanowskiego. Wprawdzie Sejm RP zdjął z posła ochronę immunitetową, sąd orzekł, że chroni go nadal immunitet członka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Prokurator krajowy, Dariusz Korneluk oświadczył, że prokuratura znała sprawę, ale na mocy dwóch (!) niezależnych ekspertyz prawnych, co potwierdził też RPO – uznała, że w tym konkretnym przypadku immunitet europejski nie obowiązuje. Jednak zapytany o autorów tak znaczących ekspertyz, Korneluk powiedział, że nazwisk nie pamięta… Litości panie prokuratorze, obraża pan moją inteligencję! I pewnie nie tylko moją. Ale i tak trzymam palce, by polska interpretacja europejskiego immunitetu była górą.