Zapytam krótko: Jakich informacji nie może zabraknąć w żadnym wyemitowanym przez TVP wydaniu „Wiadomości”? I już widzę ten las rąk w górze… Ale przepraszam, pozwolę sobie zignorować masowe zgłaszanie się do odpowiedzi, gdyż pytanie było retoryczne. Bo, cytując klasyka, oczywistą oczywistością jest, że chodzi o stałą obecność Donalda Tuska we flagowym programie informacyjnym telewizji zwanej publiczną.
Strach pomyśleć, jaką kasę musiałby położyć na stół lider PO, gdyby miał płacić za autopromocję w docierającej wszędzie TVP i to w czasie największej oglądalności. Tymczasem Tusk nie płaci ani grosza! Co więcej – domaga się, żeby to TVP ze swego skromnego budżetu wysupłała 30 tysięcy, notabene nie dla niego, tylko dla fundacji wspierającej dzieci. A wszystko to w obliczu Temidy, gdyż były premier pozwał TVP do sądu. Za co? Siła by wymieniać, wspomnę tylko, że za film (w założeniu dokumentalny) o relacjach Putin – Tusk pt. „Nasz człowiek w Warszawie” oraz za emitowanie jego wizerunku na podobieństwo tarczy strzelniczej z celem wymierzonym w serce.
A że w krótkim czasie lider opozycji złożył też pozew przeciwko „Gazecie Polskiej Codziennie”, w środowisku mediów dobrej zmiany zawrzało. Spod pokrywy kotła z zatrutą jadem pulpą wyziera Donald Tusk już nie tylko jako pachołek Moskwy i Berlina, zaprzaniec i sprzedawczyk, ale też jako zwolennik powrotu cenzury kneblujący wolne media w Polsce. O zamach na wolność słowa telewizja zwana publiczną oskarża też TVN, lecz tu jest mały szkopuł, bo właściciele to Amerykanie i jakoś tak niesporo wypinać się na sojusznika. Co innego Tusk, w niego można bić, jak w bęben! To i biją…
Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale przekaz osławionych pasków TVP, który w niedzielę kuł w oczy komunikatami w stylu „Nie damy sobie zamknąć ust”, czy „To zamach na wolność słowa” jest tak łopatologiczny, że nie pozostawia wątpliwości. I choćbyś człowieku przecierał oczy ze zdumienia, to z każdym paskiem dociera do ciebie niepojęte: oto na Woronicza mają Tuska za reaktywację rezydenta z Mysiej. Czy jest na sali lekarz?! – chciałoby się krzyknąć na takie dictum. Aby ofiarom tego przekazu podać sole trzeźwiące, a karetkę wezwać do autorów tego myślowego horrendum.
Ani chybi, muszę być masochistką, skoro wczoraj dobrowolnie zostałam na kanale TVP Info po „Wiadomościach”. Świadoma niebezpieczeństwa na jakie wystawiam swój zdrowy rozsądek, decyzję podjęłam, gdy funkcjonariuszka (nie mylić z dziennikarką) tzw. telewizji publicznej zapowiedziała rozmowę z Dorotą Kanią, która z Obajtkowego nadania trzęsie Polską Press. Do tej grupy wydawniczej należą m.in. „Gazeta Pomorska” i „Express Bydgoski”, gdzie ongiś pracowałam i do dziś mam znajomych. Zatem wiem co nieco o czystkach, jako metodach zarządzania mediami przez panią Kanię i tym bardziej byłam ciekawa jej zdania w sprawie zamachu na wolne media w Polsce.
I nie zawiodłam się. W wywiadzie pojawił się czarny charakter naszej sceny politycznej, Donald Tusk i nie dość, że został mianowany głównym cenzorem, to pani Dorota Kania widzi w nim spadkobiercę mentora demokratycznej opozycji – Adama Michnika. Jako tego, który poprzez rozliczne pozwy chciał kneblować usta każdemu, kto go krytykował. Słysząc to, zdumiałam się, że można dostrzec w oku wroga przysłowiowe źdźbło, pozostając ślepą na belkę we własnym. I bez żenady mówić o tym do kamery, gdy po drugiej stronie mogą siedzieć ofiary nowych porządków. Chociaż nie, bo gdyby byli targetem TVP, nadal by pracowali w gazetach zarządzanych niewieścią ręką strażniczki wolności słowa.
Spod innej niewieściej ręki wyszło zdanie, które obnaża aberrację, z jaką mamy do czynienia. Agata Szczęśniak pisze w Oko Press, że wśród pracowników TVP po pozwach Donalda Tuska zapanował dziwny rodzaj uniesienia. „Jakby sam fakt pozwania zrobił z nich niezależnych i rzetelnych dziennikarzy”.