W jednym z niedawnych wywiadów, światowej sławy choreograf – Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego powiedział z przymrużeniem oka, że zatańczyć można wszystko, nawet książkę telefoniczną. – Przesada – pomyślałem, ale zdanie zmieniłem już podczas próby I aktu Niebezpiecznych związków z librettem na podstawie skandalizującej powieści Pierre’a Choderlos de Laclosa. Zauważyłem, że choreografia Krzysztofa Pastora jest bardzo czytelna nie tylko dla tych, którzy przeczytali powieść, ale też dla tych, którzy nie mieli jej w ręku. Potwierdziła to premiera spektaklu 11 listopada br. w Operze Nova i reakcje publiczności.
Choreografia spektaklu i jej wykonanie przez solistów i zespół baletowy Opery Nova były perfekcyjne. Uwagę przykuwała Angelika Wojciechowska w roli zaborczej i cynicznej Markizy de Merteuil. Szczególnie jej szaleństwo w końcowej scenie robi duże wrażenie. Chociaż Krzysztof Pastor jest przeciwnikiem nadmiaru aktorstwa w spektaklach baletowych, w tej scenie było ono bardzo uzasadnione, ale i wyważone.
Nie mniejszą burzę oklasków zebrał Rafał Tandek w roli równie cynicznego, ale też potrafiącego szczerze kochać wicehrabiego de Valmont. Jego zakończony śmiercią pojedynek z Kawalerem de Danceny to majstersztyk, oddający nadrealną atmosferę. W roli kawalera wystąpił Artem Rybalchenko, zwycięzca konkursu TVP: „Młody Tancerz Roku 2022”. Dobrze oddał początkową łatwowierność, a później szczerość kreowanej postaci. Przekonujące również były: Olga Karpowicz w roli nadopiekuńczej i naiwnej Madame de Volanges; początkowo niewinna, ale czasem coraz bardziej uwodzicielska Olga Markari w roli Cėcile de Volanges oraz Mizuki Higashimo w roli nieustępliwej, ale szaleńczo zakochanej Madame de Tourvel.
Wybranie przez choreografa spektaklu muzyki łotewskiego kompozytora Artūrsa Maskatsa okazało się świetną decyzją. Doskonale brzmiąca, od pianissimo do fortissimo orkiestra pod batutą Agnieszki Nagórki znakomicie współbrzmiała z ruchem scenicznym, ale też, gdy taki był zamysł twórców, wzmacniała go lub osłabiała. Duże wrażenie wywarło na widzach solo wokalne Ombra mai fu kontratenora Jakuba Foltaka oraz sześcioosobowy żeński ansambl wokalny przygotowany przez prof. Henryka Wierzchonia.
Minimalistyczna scenografia Anny Kontek również okazała się strzałem w dziesiątkę. Dobrze, że nie oddawała rokokowego przepychu pałaców francuskiej arystokracji XVII wieku, bo mogłaby przytłumić to, co działo się na scenie. Nie powodowała też scenicznej pustki, bo tę rekompensowały sceny zbiorowe z udziałem wieśniaków, arystokratów i kurtyzan. Barwne stroje tych ostatnich urzekły mnie wykonaniem i kolorystyką. A opadające w ostatnim obrazie nad sceną ostrze gilotyny budziło prawie autentyczne przerażenie.
W sumie ten spektakl był majstersztykiem, zwłaszcza, że nie jest łatwo oddać tańcem i muzyką emocjonalne burze. Uważam, że zespół baletowy Opery Nova wyrósł na drugi w Polsce, po Polskim Balecie Narodowym. Dyrektor Opery Nova Maciej Figas nie rozpieszczał nas dotąd pełnowymiarowymi spektaklami, w których balet nie jest tylko dodatkiem, ale coś mi się widzi, że to zaczyna się zmieniać…
JERZY LISIECKI
Zdjęcia ze spektaklu (za zgodą dyrekcji Opery Nova) : ANDRZEJ MAKOWSKI