W tym gronie możemy sobie otwarcie powiedzieć: Polska za rządów Jarosława Kaczyńskiego stała się nie tylko europejską potęgą militarną, ale i kosmiczną. Kilka tygodni temu pękałem z dumy czytając, że dr Sławosz Uznański poleci w kosmos jako drugi Polak w historii – czekaliśmy na to prawie pół wieku od historycznego lotu płk Mirosława Hermaszewskiego.
27 czerwca 1978 r. o godz. 17:27 sowiecki statek kosmiczny Sojuz 30 wyniósł Polaka na orbitę okołoziemską. Oczywiste jest, że Rosjanie nie ujawnili ile zapłacili polscy podatnicy za lot rodaka ku gwiazdom. Ale to drobiazg wobec tego jak sam Hermaszewski przygotował się do podniebnej podróży. Polski kosmonauta zabrał ze sobą na pokład Sojuza flagę i wizerunek Orła Białego (bez korony), portret Edwarda Gierka, znaczki pocztowe VI i VII Zjazdu PZPR, miniaturę Manifestu PKWN i Konstytucji PRL, proporce Wojska Polskiego, ZBoWiD-u, Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i Huty Katowice. Ten ostatni proporzec w zamyśle propagandystów PRL był symbolem gigantycznej huty produkującej w dużej mierze stal dla ZSRR. Oprawę propagandową lotu opracował Wydział Pracy Ideowo-Wychowawczej Komitetu Centralnego PZPR. Tak czy inaczej drugiemu Polakowi w kosmosie gwiezdny szlak przetarł komunista Mirosław Hermaszewski, teść cwanego i wszędobylskiego Ryśka Czarneckiego z PiS.
Sławosz Uznański to znakomity naukowiec pracujący dla NASA, który w kwalifikacjach pokonał 22 tysiące kandydatów z całej Europy! Wszystko wskazuje więc na to, że pod rządami PiS wdzieramy się do światowej czołówki kosmicznej. Obok USA, Chin oraz Indii. Polski kandydat na kosmonautę wchodzi w skład korpusu rezerwowego ESA – Europejskiej Agencji Kosmicznej. „Serdecznie gratulujemy i nie możemy się doczekać relacji ze startu!” – podał na Twitterze zespół do spraw innowacji i cyfryzacji przy premierze Mateuszu Morawieckim (następnego dnia gratulacje, nie wiedzieć czemu, zniknęły ze stron gabinetu Morawieckiego).
Problem w tym, że głównym organizatorem wyprawy w kosmos jesienią przyszłego roku nie jest amerykańska agencja NASA lecz prywatna firma komercyjna Axiom, która wysyła astronautów w kosmos. I jak to w prywatnej firmie – nie ma darmowych obiadów, a tym bardziej lotów w kosmos. Wstępne szacunki mówią o 300 milionach złotych za uczestnictwo Uznańskiego w podróży plus 300 milionów euro rocznie jako składka dla Europejskiej Agencji Kosmicznej. Uczciwie trzeba przyznać, że ta ostatnia suma dotyczy w ogóle udziału Polski w badaniach kosmicznych, a nie tylko finansuje polskiego astronautę.
Sceptycy twierdzą, że łączny koszt wystrzelenia drugiego Polaka w niebo kosztować może i pół miliarda złotych, z czego lwia część trafi do kasy Axiomu, organizatora wyprawy do gwiazd. Minister rozwoju Waldemar Buda z PiS już zaszczebiotał ze szczęścia na Twitterze: „To jest niesamowita historia, która pisze się na naszych oczach”.
Jednak nie tylko o pieniądze tu chodzi. Skoro pozaziemska wyprawa Uznańskiego ma dojść do skutku za rok, zastanowiłem się, co też drugi polski astronauta mógłby – wzorem Hermaszewskiego – wziąć ze sobą na pokład rakiety. I szybko mnie oświeciło. Otóż jestem pewien, że w statku kosmicznym powinny się znaleźć: flaga i miniaturka Orła Białego (w koronie), portret prezesa Kaczyńskiego, znaczki pocztowe z Lechem Kaczyńskim i przekopem Mierzei Wiślanej, miniatura Statutu PiS, kropla benzyny Orlenu, ryngraf z wizerunkiem Tadeusza Rydzyka, cyfrowa dokumentacja 160 miesięcznic smoleńskich oraz raport Macierewicza w języku rosyjskim ujawniający dane tysięcy agentów naszego wywiadu oraz strukturę polskich wojskowych służb specjalnych.
Polak Artur Chmielewski (syn Papcia Chmiela) pracuje w NASA i niedawno wysunął nawet nieprawdopodobną tezę: „My – czyli NASA – chcemy wysyłać małe misje na Marsa. A Polacy mogą budować małe statki kosmiczne. Chodzi o wysłanie małych misji na Marsa, które kosztują mniej. NASA uważa, że polscy naukowcy są świetni i mogliby budować te małe statki kosmiczne”. Stosunkowo nieduże statki kosmiczne budują już amerykańscy miliarderzy – opracowanie i budowa takiego czegoś kosztuje około 5 miliardów dolarów za sztukę. A wersja marsjańska to wielokrotność kosztów zwykłej rakiety. Mam nieodparte wrażenie, że Chmielewski lobbuje rząd PiS, bo wie, iż bardzo łatwo łyknie pomysł polskiej rakiety na Marsa, niechby i małej. Jeśli Kaczyński wygra po raz trzeci, będzie więc i kosmicznie, a na pewno komicznie.
Przyznam, że czytając o polskim pojeździe kosmicznym szybko traciłem patriotyczne uczucia. Państwo, które nie jest w stanie zbudować promu (morskiego!), rząd, który traci prawie 2 miliardy złotych w związku z budową elektrowni, ministerstwo przemysłu, które nie wybudowało przez siedem lat ani jednego samochodu elektrycznego – a miał być milion, pomysł Kaczyńskiego z Mierzeją Wiślaną (dwa miliardy), przez które pływają kajaki i żaglówki, Centralny Port Komunikacyjny, którego nie ma, to ćwierć biliona złotych. Biliona! Jeśli rząd nie może sobie poradzić z tak trywialnymi inwestycjami, to jakim cudem miałby zbudować rakietę na Marsa, nie mówiąc o pieniądzach?! Jedynym wyjściem z tego kosmicznego ambarasu byłoby zaprzęgnięcie do badań sztucznej inteligencji władz PiS, bo prawdziwej nie ma.
Czy zatem można być fanem Kaczyńskiego wiedząc, że nieudolna, komiczna pseudomocarstwowa polityka PiS nie jest w stanie od dwóch lat odzyskać z Unii należne nam 800 miliardów złotych?! I dopiero wówczas te unijne pieniądze można by przeznaczyć na budowę kosmodromu na Żoliborzu w Warszawie.