– Dzień dobry! Czy pani jest ostatnia?
– A widzi pan tu jeszcze kogoś?
– No nie, ale… znaczy ostatnia, jak rozumiem.
– Ale pan domyślny! Tylko że ja czuje się raczej pierwsza. Pan jest ostatni.
– Aha. Okej, to ja też poczuję się lepiej jako drugi. Wobec tego automatycznie pani staje się przedostatnią. I co, tak lepiej?
– Ale filozof się trafił. Tak czy siak, pan jest za mną.
– Może to i lepiej. Najpierw giną ci co na początku.
– Że co?
– No, pierwszy ogień skupia się na pierwszej linii. Druga linia ma szansę przeżyć.
– Czyś pan zwariował? Przecież my jesteśmy w kolejce do lekarza. Tu nikt nie umiera.
Tu się dostaje zwolnienia, skierowania do sanatorium, albo na rentę.
– Ja tak żartem. Ale widzę, że optymistka z pani. A z czym pani do niego przychodzi?
– Mam poważne dolegliwości. Astma, serce, nadciśnienie…
– Nie o to chodzi. Pani też pierwszy raz do niego?
– A co to ma do rzeczy? Mało dolegliwości? Chyba renta mi się należy, nie?
– Znaczy nie zna go pani, ja właściwie też, ale sporo o nim słyszałem. Okazuje się, że nie o to chodzi. Nie idzie o dolegliwości, tylko z czym się do niego przychodzi, tak dosłownie.
– Nie rozumiem.
– No, wie pani, radzą żeby jakaś koperta…
– Jezu! To taki z niego łapówkarz?
– Ciii… On wszystkim mówi, że to idzie na szlachetny cel, budowę kliniki.
– Jakiej znowu kliniki? Przecież jesteśmy w klinice i ona działa od dawna.
– Chodzi o inną, nową, imienia Januarego Bączkowskiego-Nura.
– Zaraz, to przecież jego własne nazwisko. Sobie buduje?
– Oj, tam od razu sobie… W sumie to nam wszystkim, bo będzie dostępna od razu,
bez skierowania i rocznego czekania na termin.
– Jasne, ale trzeba będzie znowu grubo płacić.
– A czy zdrowie nie jest bezcenne?
– Rany! O-ho! Słyszę, że jest w gabinecie, niech pan idzie pierwszy. Ja to się jeszcze muszę zastanowić.
– Okej, dziękuję.
XXXXXXXXXXXXXXXXX
– O, jakoś szybko panu poszło! Sanatorium, zwolnienie? Ile mu pan dał?
– Cholera jasna! Jaki ja głupi!
– Co, chciał więcej?
– Nie! Za szybko mu dałem kopertę.
– To znaczy kiedy trzeba dać? Niech pan szybko powie, bo zaraz ja wchodzę…
– Nie ma się co śpieszyć. Niech pani nie wchodzi, bo to nie on.
– To znaczy?
– To nie lekarz, on tam tylko maluje gabinet…
JULO RAFELD