FAJNY MARSZ FAJNYCH LUDZI
Przyznaję, byłem. Uczestniczyłem w tym pełnym nienawiści i wulgaryzmów niewielkim – wg rządowych mediów – marszu ruskiej agentury, jak chce Pan Antoni, czy ubeków, komunistów i wnuków Urbana, jak sugeruje pan adwokat Sak. Czy może raczej w spacerze miłośników zoo, cukrowej waty i podziwiania Stadionu Narodowego spod kolumny Zygmunta – jak podpowiada jeden z funkcjonariuszy rządowej telewizji. A tak poważnie już pisząc, do tej pory nie mogę opędzić się od pewnych asocjacji, które we mnie uczestnictwo we wspomnianym marszu wywołało.
Jak pewnie wielu z Was, marsz 4 czerwca wprost skojarzył mi się z hołubionym przez rządzących i wychwalanym przez powolne im media corocznym Marszem Niepodległości. W końcu część okoliczności jest tu wręcz identyczna. Do stolicy z całej Polski przyjeżdżają ludzie, chcący zamanifestować swoje przywiązanie do jakichś wartości. Manifestują je maszerując na z góry ustalonym dystansie, wykrzykując bądź prezentując na przygotowanych zawczasu planszach i transparentach swój do tych wartości stosunek. Tu jednak podobieństwa się kończą. Po pierwsze trudno porównywać marsz w jesiennej (listopadowej) szarudze z komfortowym spacerem w ciepłych promieniach czerwcowego słońca. Dynamika zdarzeń też jest przecież całkowicie różna. Młodzi listopadowi patrioci, działający w myśl grześkowiakowej zasady „chłop żywemu nie przepuści” – tak właśnie czynią. Nieistotne, czy podpadnie im balkon z tęczową flagą czy Bogu ducha winny EMPiK. Biało – czerwona husaria rozwija skrzydła i – co ważne – nie bierze jeńców. Wprawdzie zabawę często psuje im pilnująca marszu policja, sporo jednak udaje się dzielnym młodzieńcom rozpieprzyć.
https://isokolka.eu/kraj-swiat/36164-bitwa-o-empik-mswia-opublikowalo-zapis-monitoringu-z-marszu-niepodleglosci
Jakże nudny i nieemocjonujący był w porównaniu czerwcowy marsz, podczas którego policyjna ochrona wyraźnie się nudziła, a wyglądała tak:
Fot. J.Kam
A teraz znów poważnie. NIGDY na własne oczy nie widziałem tak gigantycznej grupy ludzi. Dawno temu, po koncercie Pink Floyd w Pradze, obserwowałem tłum opuszczający stadion na Strachovie. Tamto 130 tysięcy, przy tym, co zobaczyłem w Warszawie, nie robi już na mnie żadnego wrażenia. Wrażenie robi natomiast atmosfera warszawskiego marszu. Setki tysięcy fajnych, uśmiechniętych ludzi. Bez złości, bez agresji, z nieprawdopodobną i – z przykrością muszę to skonstatować – nieczęsto na co dzień spotykaną życzliwością. Poza skandowanymi przez tłum hasłami i okrzykami, najczęściej słyszałem „przepraszam” – to wtedy, gdy ci idący nieco szybciej z tyłu wpadali na tych, blokujących ruch z przodu. Klimat marszu najlepiej oddaje jeszcze jedno zdarzenie, które własnymi oczami oglądałem. Otóż na trasie przemarszu stał sobie pewien dżentelmen w średnim wieku z – sądząc po pisowni – własnoręcznie wykonaną planszą. Nie stał gdzieś na uboczu, w bramie czy na balkonie. Stał centralnie na trasie przemarszu, a wyglądał tak:
Fot. J.Kam
NIKT, absolutnie nikt nie wykonał wobec niego jakiegokolwiek wrogiego gestu. Tłum omijał go, jak woda w strumieniu omija leżący w nurcie kamień. Niektórzy troszkę sobie z niego dworowali, reszta mijała go z obojętnością, która – być może była dla niego przykra. I tu kolejna asocjacja z marszem listopadowym – ciekaw jestem, jaki los spotkałby tego, kto na trasie jesiennego marszu stanąłby z planszą, która nie przypadłaby do gustu młodym patriotom. Na trasie z Placu na Rozdrożu do Placu Zamkowego spotkałem ludzi młodych, takich w wieku średnim, mocno średnim czy wręcz bardzo dojrzałym. Niektórzy – zwłaszcza ci ostatni, nie dawali rady w czerwcowym upale. Wystarczyła jednak chwila na regenerację sił – i w drogę. A Pani, którą spotkałem gdzieś w okolicy Ordynackiej, zwyczajnie mnie wzruszyła
Fot. J.Kam
Byli rodzice z dziećmi – także takimi całkiem małymi w wózkach, młodzi ludzie z rowerami i hulajnogami, niepełnosprawni – także tacy, korzystający z urządzeń ułatwiających przemieszczanie. I wszystko to w atmosferze bardziej pikniku niż demonstracji. Choć nikt chyba nie zapominał, po co tam jesteśmy. Zresztą przypominały o tym niesione i wiszące na trasie plansze i transparenty. Zdarzały się i wulgarne (zwłaszcza młodzież nie miała dla rządzących litości w tej materii), te jednak były w zdecydowanej mniejszości. Częściej trafiały się dowcipne, wywołujące u maszerujących śmiech i aplauz:
Fot. J.Kam
Fot. J.Kam
A gdy po szczęśliwym powrocie do Bydgoszczy, dosłownie na moment – aby dowiedzieć się, co w kręgach władzy piszczy – włączyłem program informacyjny TVP, zobaczyłem, jak bardzo rządzący nie radzą sobie z tym, co wydarzyło się w stolicy. Ewolucja obowiązującego „przekazu dnia” była aż nadto widoczna. Przed marszem były to próby upartyjnienia całego wydarzenia, słyszałem wypowiedzi, według których PO zwiozła do Warszawy swoich członków (swoją drogą byłaby to chyba najliczniejsza partia w Polsce). Później próbowano marsz zdeprecjonować, zlekceważyć, sugerując, że trasę z placu na Rozdrożu na Plac Zamkowy pokonało zaledwie kilkadziesiąt – no może sto tysięcy osób. Później zadęto w tubę nienawiści i wulgarności. Wulgarności, do której wprzęgnięto nawet dzieci!!!! Prowadzący z grobową miną i zgrozą w głosie zapowiedział mrożący krew w żyłach materiał, w którym grupka nastolatków (bardziej dwunasto niż siedemnastolatków) szła skandując – uwaga, będzie BARDZO wulgarnie – „PIS DO PIEKŁA”!!! No jak tak można …. Kolejnym pomysłem było przemilczanie i pomijanie marszu – politycy władzy pytani o komentarz odpowiadali – nie widziałem, nie słyszałem, byłem na grillu, wyjechałem z miasta na komunię bratanka etc. I kiedy tak plątano się w narracji, pomyślałem sobie, że władza się zwyczajnie tego marszu przestraszyła. Bo raptem okazało się, że pisowski monopol na patriotyzm został złamany. Że ci, którzy do tej pory byli traktowani jak wywołany przez pana Kurskiego „ciemny lud” raptem powiedzieli BASTA. I prorokowana przez opozycję wyborcza klęska Zjednoczonej Prawicy zaczęła stawać się ciałem. Stąd ten strach. Rządzący poczuli na twarzy wiatr. Na pewno wiatr historii – bo warszawski marsz 4 czerwca był bez wątpliwości wydarzeniem historycznym. Być może wiatr zmian – a tego boją się najbardziej. A gdy tak o wietrze mowa – przypomniał mi się wiersz Mistrza Konstantego Ildefonsa. Wiersz zatytułowany „Ballada o trzęsących się portkach.” Pointa tego wiersza jest taka : „Gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła, natomiast” ….
The rest is silence