W księgarniach i w internecie znaleźć można setki poradników pt. „Jak zostać milionerem”? Piszą w nich, że trzeba być kreatywnym fachowcem, rzucić etat, założyć własną firmę, nie oszczędzać tylko pomnażać majątek i optymistycznie patrzeć w przyszłość. Takich rad jest dużo więcej, ale nigdzie nie natknąłem się na prawdziwie polską receptę ustrzelenia milionów złotych. Tymczasem sprawa jest prosta jak intelekt Suskiego: żeby zobaczyć wreszcie na swoim koncie sześciocyfrową kwotę trzeba należeć do PiS lub koalicyjnej partii.
I realizować nauki Beaty Szydło z jej expose z 2015 roku, w którym zwarła pisowskie święte zaklęcia: pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu, zerwanie z arogancją władzy i pychą, ulokowanie się bardzo blisko władzy. A przede wszystkim – zarobić dzięki rodzinie, mafijnym kontaktom lub znajomym, w spółkach Skarbu Państwa i państwowych instytucjach, których za rządów Kaczyńskiego powstało… 38! To tam milionowe pensje leżą na podłogach gabinetów, a gigantyczne premie fruwają pod sufitem. No i… wystarczyło nie kraść tylko brać gigantyczne pensje plus premie.
OkoPress wyliczyło, że 122 pułkowników PiS w 19 spółkach giełdowych z udziałem Skarbu Państwa zarobiło w pięć lat 267 milionów zł! Tak wynika z danych, które przeanalizowała Bianka Mikołajewska w Wirtualnej Polsce. Najwięcej: 13 mln 314 tys. zł przytulił Michał Krupiński, prezes zarządu PZU, a w 2017 wiceprezes Banku Pekao, kierujący pracami zarządu i następnie do 2019 prezes zarządu tego banku. Spośród 122 żołnierzy PiS ponad połowa została milionerami.
Ponad 800 tys.zł wydała na pensje dla trzech członków zarządu Polska Fundacja Narodowa. To daje średnio 264 tys. zł rocznie i ok. 22 tys. zł miesięcznie na głowę. A na IPN idzie rocznie z budżetu pół miliarda złotych.
Krupińskiemu depcze po piętach prawnik Maciej Rapkiewicz, były członek rady nadzorczej Alior Banku, dziś członek zarządu PZU. Był również członkiem zarządu Fundacji Instytutu Sobieskiego, która od lat współpracuje z PiS. W tym okresie zarobił 9 mln 399 tys. zł.
Na pudle znalazł się jeszcze Bartłomiej Litwińczuk, dyrektor w grupie PZU, w czerwcu 2020 r. powołany na stanowisko członka rady nadzorczej grupy Azoty. Adwokat Litwińczuk reprezentował Zbigniewa Ziobrę w procesach wytaczanych min. tygodnikom: „Polityka”, „Newsweek” i „Przegląd”. Na konto Litwińczuka w pięć lat wpłynęło 9 mln 294 tys. zł.
Kolejne miejsca zajmują pisowscy milionerzy:
-
Piotr Woźniak – prawie 9 mln zł;
-
Aleksandra Agatowska – 8 mln 613 tys. zł;
-
Mieczysław Król – 7 mln 630 tys. zł;
-
Maks Kraczkowski – 7 mln 420 tys. zł;
-
Małgorzata Sadurska – prawie 7 mln zł;
-
Zbigniew Leszczyński – 6 mln 773 tys zł;
-
Wojciech Wardacki – 6 mln 681 tys. zł.
-
Daniel Obajtek – w cztery lata przytulił prawie 6 mln zł
Lista pisowskich milionerów jest znacznie dłuższa – jest ich 66 – i trudno wymieniać wszystkich. A politycy PiS z tylnych rzędów? Kapral wiceminister rolnictwa Norbert Kaczmarczyk wyprawił wesele godne Don Corleone. Takich bezczelnych i aroganckich żołnierzy PiS mamy w każdym regionie na pęczki. I ciekawostka – większość hojnie obdarowanych przez budżet przeznacza po kilkadziesiąt tysięcy złotych na kampanie wyborcze czołówki PiS. Taki dowód wdzięczności, który możemy śmiało nazwać polityczną łapówką, choć zgodną z prawem. Tak czy siak trzeba zgodzić się z Kaczyńskim, który wielokrotnie zapewniał, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Dla pieniędzy – nie, ale dla tłustych pensji to i owszem. A kto zarobi na projekcie Centralnego Portu Komunikacyjnego, skoro sam tylko projekt ma pochłonąć aż 900 milionów zł?!
Druga ścieżka do milionowych zysków wiedzie przez kościelne furty. Pomijając coroczne miliardowe haracze państwa na rzecz Kościoła, wystarczy wspomnieć „dzieła” Tadeusza Rydzyka. W ciągu 7 lat rządów PiS sam tylko dobrodziej może pochwalić się datkami – ponad 320 milionów zł – z budżetu państwa, czyli naszych kieszeni. To jeden z wielu dowodów na tępienie, prześladowanie i sekowanie katolików w ojczyźnie JP II. Jak powszechnie wiadomo to w Polsce, katolickim w 90 proc. kraju, najbardziej prześladowaną grupą nie są sędziowie, opozycjoniści, ludzie LGBT, działacze KOD tylko katolicy właśnie.
Hordy lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych wraz z pałkarzami z PO i lewicy, biją katolików bez opamiętania, porywają i więzią staruszki z Radia Maryja z ich wnuczętami. To Polska – obok Korei Płn, Birmy, Chin, Erytrei, Iranu, Nigerii, Pakistanu i Arabii Saudyjskiej – uchodzi za wyjątkowo niebezpieczną dla katolików. Lekcje religii, na których też dochodzi do antykatolickich rozbojów, kosztują rocznie 1,5 miliarda zł. A w ramach reparacji za szkody katolików Kościół przyjął ponad 170 tys. hektarów, w tym 90 tys. tylko w latach 90. I nie trzeba chyba dodawać, że mimo to Kościół jest nadal biedny i potrzebuje wsparcia z budżetu. A na to nie godzą się antykatoliccy terroryści, obrzucający masowo koktajlami Mołotowa świątynie i plebanie.
Więc ciągle aktualny jest przedwojenny szmonces o pani Róży Goldfarb z warszawskich Nalewek. Otóż postanowiła ona przejść na chrześcijaństwo. Tuż po chrzcie, nastoletnie dzieci pani Róży oglądają kościół, a świeżo upieczona katoliczka tłumaczy z przejęciem latoroślom:
– Dzieci, tak właśnie wygląda Dom Boży…
– Ależ mamo! Przecież Pan Bóg mieszka w niebie?!
– To prawda. Ale tutaj prowadzi swoje interesy…
JACEK DEPTUŁA