Myśliwski pałacyk nieopodal Brzozy
Fot. Maciej Sas
Chciałoby się rzec perełka! Na wzniesieniu, pośród łąk, nieopodal Nowego Kanału Noteckiego, pięknie prezentuje się pałacyk myśliwski w Mochyłku. Nawet teraz, na przedwiośniu, gdy pogoda w kratkę, widok z jego sąsiedztwa jest godny polecenia. Zaledwie kilkanaście kilometrów od Bydgoszczy w kierunku Inowrocławia, jeszcze przed Chmielnikami skręcamy w prawo i już go widzimy. Warto wybrać się tam na spacer. Oprócz samego pałacyku koniecznie trzeba odwiedzić pobliski rezerwat przyrody Dziki Ostrów. Wracając do pałacyku to jego historia jest niedługa ale i trochę zagmatwana. Nie bardzo wiadomo kto go zaprojektował. Zrobił to jednak ze smakiem. Bryła pałacyku, nawiązująca do gotyku, sprawia wrażenie lekkiej, delikatnej i doskonale wkomponowuje się w otoczenie. Zbudowano go w końcówce XIX wieku, a właścicielem był hrabia Leon Drogosław Skórzewski. Pałacyk pełnił rolę rezydencji rodu Skórzewskich podczas wypraw łowieckich. Pamiętać trzeba, że wtedy lasów dookoła było znacznie więcej, zwierzyny wszelakiej nie brakowało, a państwo potrafili się zabawić. Na pobliskich łąkach, rozlewiskach, kaczek, bażantów czy kuropatw było pod dostatkiem. Była to zwierzyna, którą szczególnie upodobał się hrabia Skórzewski. Niestety przypadłość; dwa garby z przodu i tyłu nie pozwalały hrabiemu na udział w polowaniach na większe okazy. Rodzina Skórzewskich utraciła pałac w okresie okupacji na rzecz niemieckiego zarządcy. Po wojnie trafił w państwowe ręce i był to moment, od którego postępowała jego destrukcja i dewastacja. Lokatorzy z kwaterunku nie dbali o posiadłość w należyty sposób. Na początku lat 80. ubiegłego wieku była to już w zasadzie ruina. Na szczęście, w 1986 roku, budynek został sprzedany prywatnemu inwestorowi. Po wykwaterowaniu mieszkańców, w 1991 roku, rozpoczęto generalny remont. Dziś, pałacyk, prezentuje się godnie i dostojnie. Niestety nie jest dostępny dla zwiedzających. Brama zamknięta na przysłowiowy łańcuch z kłódką trochę odstrasza. Dwie tablice informują, że funkcjonują tu dwie prywatne spółki. Niemniej jednak opłaca się tu wybrać na krótszy lub dłuższy spacer i być może trafi się na cmentarz ofiar epidemii cholery… Ale to już inna historia.
Maciej Sas