Jestem pewna, że wielu z nas uśmiechnie się na wspomnienie zabawy w chowanego z małym dzieckiem. I bez znaczenia czy brzdąc będzie w przyszłości antropologiem czy kominiarzem, w dzieciństwie bawiąc się w chowanego zwykle zakrywa czymś buźkę. A robi to w przekonaniu, że skoro on nic nie widzi, to sam też pozostaje dla innych niewidzialny. Mam nieodparte wrażenie, że wielu polityków, nazwijmy ich Koalicją Przegranych, zachowuje się niczym te berbecie: nie mówimy o czymś, to znaczy, że tego nie ma; zamiatamy sprawę pod dywan, ta znika z oczu i z pamięci.
Tymczasem to tak nie działa. W przededniu 32. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Maciej Orłoś powracający do swego Teleexpressowego matecznika, zapowiadając niedzielne granie przyznał: „Co prawda niektórzy udawali, że WOŚP nie istnieje, a ona ciągle jest!” Kluczowe w tej wypowiedzi jest słowo „udawali”, politycy z KP bowiem, w odróżnieniu od dzieci (i ode mnie), działają świadomie, a przy tym są wyrachowani i do szpiku kości cyniczni. Dlatego nigdy nie pojmę co za rozkaz kazał swego czasu zamazać Owsiakowe serduszko zdobiące pierś gościa programu TVPInfo.
Nie zrozumiem, bo niezbyt dobrze poruszam się w oparach absurdu. I chyba podobnie ma pozostająca od 3 dekad w centrum wydarzeń Lidia Owsiak, która przyznała, że nie potrafi wytłumaczyć wrogości PiSowskiego państwa wobec WOŚP. – Przecież my gramy dla wszystkich i poglądy polityczne tu się nie liczą – podkreśla. Teraz, gdy wiatr zmian powoli uwalnia nas z tych oparów, widzimy jak choćby major Wojska Polskiego z nieskrywaną radością opowiada o udziale żołnierzy, a w zasadzie wszystkich służb mundurowych, w akcjach WOŚP. Grali z Owsiakiem 8 lat temu i – jak deklarują – będą grali”do końca świata i jeden dzień dłużej”, gdyż nie podzielają obaw poprzedniej władzy, że słynne orkiestrowe hasło „Sie ma!” nadweręża powagę munduru i może splamić honor polskiego żołnierza.
Dla nich honorem jest nieść pomoc, co czynią ramię w ramię z ukochanym dzieckiem niegdysiejszego szefa MON, pana Macierewicza – tzw. terytorialsami. I nikomu to ujmy nie przynosi, wręcz przeciwnie! Mam zresztą wrażenie, a nawet pewność, że WOŚP jest doskonałą platformą do szukania „porozumienia ponad podziałami”, do tego wykreowanego przez Donalda Tuska idealistycznego obrazu społecznego pojednania. To duże słowa o wielkiej wadze, ale nie zmaterializują się na pstryknięcie palca, nawet VIPowskiego. Jest to robota na pokolenia, ale nie mam wątpliwości, że warto się jej podjąć, a pod batutą Jerzego Owsiaka – grając w dobrym, wspólnym celu, w bajecznie kolorowej scenografii i w rytm głośnej muzyki – sukces może przyjść łatwiej.
Jeśli bowiem po „odbiciu” przez Koalicję 15 października mediów publicznych, TVP do komentowania działań na rzecz przywracania praworządności zaprasza panią prof. Ewę Łętowską, siłą rzeczy granie z WOŚP nie powinno już nikogo dziwić. To też mnie nie tyle zdziwienie towarzyszy, co obawa, że pewnego dnia zobaczę Owsiakowe serduszko na wypiętej dumnie piersi np. pana Czarnka, który będzie zapewniał o swoim przywiązaniu do idei WOŚP już od kołyski! Skoro mógł publicznie deklarować zapisanie się do PSL, gdyby na mapie politycznej nie było PiS, to znaczy, że może wszystko.
Może powiedzieć i zrobić wszystko, jeśli tylko interes partyjny będzie tego wymagał. Tymczasem gołym okiem widać, że PiS prowadzone przez odklejonego od rzeczywistości prezesa Kaczyńskiego, traci sterowność. Partia jest w opałach i w takim stanie będzie z dnia na dzień coraz bardziej wymagająca. W końcu Koalicja Przegranych, co miała stracić, już straciła, więc teraz nie cofnie się przed niczym. Nam pozostaje być czujnym. I patrzeć ekipie Tuska na ręce, bo każdy błąd będzie nas drogo kosztował.