Papuga Walczaków, Zazula, była członkiem rodziny. I, jak wszyscy, z wiekiem coraz bardziej kłopotliwym. Wprawdzie, zgodnie z oczekiwaniami, dziób jej się nie zamykał, tyle że papuga z czasem przestała się zadowalać powtarzaniem zasłyszanych fraz i przejawiała skłonność do manipulowania nimi. Ot, taki
domowy Pegasus z przeceny,
za to ze skrzydłami, jak Pegaz. Kiedy Walczak robił żonie scenę za „sztuczny uśmiech”, którym jakoby obdarza teściową, Zazula powtarzała to do upojenia. Aż razu pewnego, gdy dom był pełen gości, papuga na widok teścia zaskrzeczała donośnie: „sztuczny penis, sztuczny penis!”.
Towarzystwo zamarło… – Kogo wstrętne ptaszysko papugowało tym razem? – gorączkowo szukali w pamięci gospodarze, a ciekawscy goście dorzucali swoje trzy grosze. Wszystko na nic, obrażony Walczak senior demonstracyjnie opuścił przyjęcie. Gdy los pyskatej Zazuli wydawał się przesądzony, młodego Walczaka olśniło: papuga musiała słyszeć rozmowę o sztuczkowych spodniach w tenis, które jego matka kupiła mężowi na galę przedsiębiorców! A u Zazuli, czy to lekka głuchota, czy
ciągoty do manipulacji,
czy też upust zwykłej złośliwości stworzyły w ptasim móżdżku spektakularną zbitkę! Bo, trzeba przyznać, moc rażenia to ona miała…
Zapytacie, co ta anegdota ma wspólnego z politycznym, jakby sugerował tytuł, felietonem? Nic! Ale to w normalnym kraju, nie w dzisiejszej Polsce, gdzie polityczne salony pełne są takich Zazul. Głuchych na zdroworozsądkowe argumenty, manipulujących faktami, a – co za tym idzie – obywatelami i kłamczuchów z prymitywnymi, złośliwymi odruchami podstawiania nogi oponentom. To daje politycznym Zazulom moc rażenia, co pokazują sondażowe słupki. A ponieważ moje życie toczy się na ogół w antyPiSowskiej bańce, coraz częściej w rozmowach przy winie zastanawiamy się jak możliwe jest takie
poparcie dla aferogennej partii…
Jednak, gdy tylko wychynę ze swojej bańki, widzę więcej i staram się zrozumieć ten fenomen. Bo, moim zdaniem, oprócz rozpasania socjalnego rządzących, są jeszcze inne powody wierności ich elektoratu. Choćby nachalna propaganda, która wwierca się w mózg skutecznie go infekując. Prym tu wiodą osławione, niegdyś publiczne, dziś skrajnie upartyjnione media, które całą dobę sączą swój trujący jad. Taki model komunikacji między władzą a elektoratem „robi robotę”, tym bardziej, że jest wspomagany przez tzw. „przekaz dnia” z Nowogrodzkiej. Gdyby to nie było szkodliwe, można by nawet pośmiać się z polityków, którzy jak nakręcone katarynki gadają słowo w słowo to samo, bez względu na zadane pytanie!
Od czasu przecieków z poczty mailowej Michała Dworczyka, każdy kto ma inne poglądy, niż władza ulega manipulacjom rosyjskich trolli. Bo czy świadomy obywatel może bardziej ufać narracji Kremla, niż polskiemu rządowi? W ten sposób ucinano każdą dyskusję, nim ta się zaczęła. Często słowa krytyki stawiały delikwenta z opozycji pod
bogoojczyźniany pręgierz,
gdzie nieszczęśnik dowiadywał się, że nie jest patriotą, bo przez niego Putin zaciera ręce z radości. Nie powinno więc być zaskoczeniem, że gdy cała Europa zmagała się (i zmaga) z wysoką inflacją, w Polsce mieliśmy (i mamy) putinflację!
Zgodnie utwierdzali w tym naród i pan premier, i prezes NBP. Jeśli jednak ktoś myślał, że cykliczne komiczne występy Adama Glapińskiego, to szczyt jego pijarowych możliwości – mylił się. U prezesa, jak u Hitchcocka: najpierw były stand up-y o kabaretowej proweniencji, potem performance z wielkim bannerem na frontonie gmachu banku, a teraz
złote myśli prezesa NBP
będą obwożone na lawecie! Narcystyczna osobowość? Ale i dowód na brak niezależności, skoro pan G. hurtem broni NBP i rząd przed oskarżeniami o inflację. Winna jest pandemia i wojna w Ukrainie, kto myśli inaczej – ulega narracji Kremla. I tak kolejny prezes wpisał się na listę ofiar aberracji o kremlowskiej narracji. Bo pan Kaczyński, pohukując, że węszący w sprawie ruskiej rakiety działają na rzecz Putina, jest na tej liście od dawna.