Trwająca już rok bohaterska walka Ukraińców z rosyjskim najeźdźcą zamknęła usta prześmiewcom, którzy w Wołodymyrze Zełenskim widzieli komika niezdolnego poprowadzić naród do boju. Jeśli nie, tym gorzej dla nich, bowiem cały wolny świat z podziwem patrzy na to, jak popularny aktor, ale kontrowersyjny prezydent z dnia na dzień stał się mężem stanu. Okazał się człowiekiem wielkiej odwagi i zdolnym politykiem, który potrafił wielu możnych tego świata zainteresować losami swej ojczyzny i wprząc w pomoc Ukrainie. Jednocześnie, towarzysząc rodakom w wojennej codzienności, utrzymuje wysokie morale w szeregach wojska i wśród ludności cywilnej.
Dla Amerykanów natomiast, jeśli prezydent – aktor nie jest niczym nowym, to coraz donośniejsze są głosy krytyki dla starca w roli przywódcy najpotężniejszego mocarstwa. Joe Biden skończył 80 lat i wielu ma go za osobę niedołężną, niezdolną mierzyć się z wyzwaniami współczesności. Notowania amerykańskiego prezydenta więc topnieją i tylko czekać, jak przyczyni się też do tego ogromna pomoc militarna i finansowa świadczona Ukrainie. Tym bardziej, że Joe Biden deklaruje jej kontynuację, bo jest nie tylko człowiekiem naznaczonym traumą rodzinnych tragedii, przez co ciepłym i empatycznym, ale też bardzo doświadczonym politykiem.
Fakt, że w miejsce Trumpa lokatorem Białego Domu został Joe Biden to szczęście w nieszczęściu, jakim jest wojna za naszą wschodnią granicą. Wolę nie myśleć, jaki by był los Ukrainy, a i całej wschodniej flanki NATO, gdyby nie zdecydowana, realizowana z żelazną konsekwencją polityka Stanów Zjednoczonych wobec Rosji. Za niepozostawiającymi wątpliwości słowami prezydenta USA o zbrodniach przeciw ludzkości popełnianych przez rosyjskie wojska, idą czyny – kolejne sankcje nakładane na agresora, a dla Ukrainy kolejne dostawy broni i amunicji oraz kolejne wsparcie finansowe…
Ważnym narzędziem polityki jest też język gestów i symboli. Wie o tym doskonale prezydent Biden, któremu bogate doświadczenie pozwala na swobodne poruszanie się w przestrzeni stosunków międzynarodowych. Pokazał to, gdy ledwie miesiąc po ataku Rosji na Ukrainę przyleciał do kraju przyfrontowego, czyli do nas, dając Putinowi wyraźny znak, że Polska to już NATO, które stoi murem za Ukrainą i nie odda ni skrawka ziemi żadnego z państw członkowskich.
Nic jednak nie pobije brawurowej decyzji Joe Bidena, by zapowiadaną na 21 lutego wizytę w Polsce poprzedzić tajną podróżą do Kijowa. Gdy fakty wyszły na jaw, świat wstrzymał oddech – raz to z podziwu dla odwagi 80.letniego prezydenta, raz to z poczucia, jak to niebezpieczna, obarczona ryzykiem, misja. „To było kozackie” – podsumował nocną, 10-godzinną podróż pociągiem do ukraińskiej stolicy minister Marcin Przydacz. I trafnie, bo „kozackim” my potocznie nazywamy działanie tyleż odważne, co odrobinę szalone, a naród ukraiński właśnie w Kozaczyźnie upatruje źródeł swej tożsamości.
Można więc powiedzieć, że w Kijowie spotkało się dwóch Kozaków, co dedykuję tym, którzy prezydenta Bidena mają za niedołężnego starca. Tymczasem on, jako wytrawny polityk wiedział, że bezprecedensowa wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w wojennym Kijowie będzie czytelnym znakiem wysłanym światu: Ukraińcom, że nie są w tej wojnie sami; Putinowi, że USA i NATO będą wspierać Ukrainę, jak długo będzie trzeba; demokracjom, że są zobligowane pomagać Ukrainie, gdzie żołnierze giną w imię wspólnych wartości.
Słyszałam, że tajemna podróż do Ukrainy osłabiła wagę oficjalnej wizyty Joe Bidena w Polsce. To tak jakby, przymrużywszy oko, powiedzieć, że Kijów za jego sprawą skradł nam show! A niechby, ja i tak lubię Joe Bidena, bo nie daje się czasowi, za to ulega pokusie lodowych deserów. Fajnie mieć coś wspólnego z prezydentem Stanów Zjednoczonych.