Bezczelne kłamstwa Jarosława Kaczyńskiego nie budzą dziś nawet oburzenia. Jeśli już – to obrzydzenie cynicznym fałszem. Mówi np. prezes, że to, co robi obecnie Platforma, to jest zapowiedź… „powrotu do komunizmu, likwidacji praworządności, demokracji i pluralizmu medialnego.” Odpuśćmy sobie praworządność i demokrację, bo jaki jest pisowski koń – każdy widzi. Kaczyński już w pierwszych tygodniach rządów w 2015 roku złamał i demokrację, i praworządność.
Natomiast ów „pluralizm medialny”, o którym bredzi Kaczyński, to szczyt szalbierstwa. Świetnym przykładem są trwające wybory prezydenckie w Czechach. Jednym z dwóch kandydatów jest b. premier Andrej Babisz. I od wielu dni w czeskiej prasie przetacza się lawina artykułów, wywiadów i wypowiedzi sławiących wspomnianego Babisza. Czasopisma te wydawane są przez spółkę MAFRA należącą do – ależ tak, oczywiście! – Andreja Babisza. Rzecz jasna w żadnym z jego czasopism nie ma głosu konkurent. Przeciwnie, kontrkandydat do prezydentury Czech pokazywany jest w negatywnym świetle. Ale to Babiszowi wolno, bo – uwaga! – to jego pieniądze, jego gazety, jego biznesy.
Tymczasem Kaczyński bije na głowę czeskiego polityka. Należą przecież do niego wszystkie rządowe media (zwane kiedyś publicznymi), z których PiS korzysta jakby były prywatnym folwarkiem. W dodatku za nasze miliardy (rocznie), a nie partyjne miliony.
Ma więc Kaczyński Telewizję Polską z jej 14 kanałami i osławionym TVP Info, ma 17 regionalnych rozgłośni rządowych, ma 20 gazet (niegdyś wojewódzkich) jakoby zrepolonizowanych przez właściciela orlenowskiej rury z pieniędzmi – Daniela Obajtka. Ma kilkadziesiąt portali internetowych zawiadywanych przez Orlen Polska Presse i kilkadziesiąt lokalnych tygodników w internecie i w papierze. Wszystkie te media w prostacki sposób oczerniają opozycję i wazelinują rządowi. W regionie dotyczy to Gazety Pomorskiej, Expressu Bydgoskiego i toruńskich Nowości, kierowanych przez nominata PiS. O ile Babisz sam płaci za swoje gazety, o tyle prezes PiS wykorzystuje nasze pieniądze z podatków do monstrualnej reklamy swojej osoby, swoich chorych idei i swojej partii. A są to miliardy z naszych kieszeni.
W tym roku TVP kosztuje polskich podatników 2 700 000 000 zł! (za te pieniądze można wyposażyć ok. 90 tysięcy polskich żołnierzy, których jednostkowe oporządzenie kosztuje 30 tysięcy). O tym, ile pieniędzy płynie do mediów publicznych od podatników podaje w sprawozdaniach pisowska Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Wpływy z abonamentu wyniosły około 600 milionów plus – oczywista oczywistość – wpływy z reklam. Do tego setki milionów złotych dla 17 rozgłośni Polskiego Radia. W ten genialny sposób Kaczyński finansuje za darmo swoją kampanię, czego może mu pozazdrościć nie tylko Andrej Babisz, ale nawet Łukaszenka. Tak właśnie wygląda od ośmiu lat „pluralizm medialny” według Kaczyńskiego.
Ale to tylko część przekrętów. Pisowcy wpadli na inny genialny pomysł bezpośrednio zasilający komitety wyborcze partii prezesa. Do władz 430 spółek (sic!) z bezpośrednim udziałem państwa oraz tysięcy spółek – córek i spółek – wnuczek trafiły tysiące wiernych z PiS. Zarabiają średnio po 30 – 40 tysięcy złotych miesięcznie. We wrześniu ub. roku Kaczyński obwieścił, że zabroni ludziom, którzy kierują spółkami Skarbu Państwa, brania premii. I to kolejny humbug prezesa. „Zakaz” był fikcyjny – do sierpnia 2022 – jak ujawniła Wirtualna Polska – 122 „ludzi dobrej zmiany” od początku rządów PiS zarobiło w giełdowych spółkach z udziałem Skarbu Państwa 267 mln zł. Aż 66 z tych osób zostało milionerami lub multimilionerami. A jeszcze w 2018 roku prezes Kaczyński zapowiadał również zniesienie „wszelkich dodatkowych, poza pensją, świadczeń” w kierownictwach spółek Skarbu Państwa. Tymczasem ze sprawozdań firm wynika, że w latach 2019-2021 premie stanowiły ponad jedną trzecią całkowitego wynagrodzenia wypłacanego w tych spółkach! Przykład? 1,6 mln zł wyniosło wynagrodzenie dwuosobowego zarządu Telewizji Polskiej w 2021 roku. Ludzie PiS ze spółek Skarbu Państwa, zarabiający kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie od ubiegłego roku zasilają swoimi pieniędzmi konta wyborcze PiS. „Swoimi” – to znaczy z pensji i nagród, które fundują im Polacy za pośrednictwem państwowych firm. A są to sumy od 10 do 50 tysięcy złotych darowizn. Do tej pory uzbierało się tego prawie 1,5 miliona. Można nawet odnieść wrażenie, że ci milionerzy dostali polecenie, by swoimi gigantycznymi pensjami podzielili się z partią. Skoro najpierw dostali robotę po znajomości, to należy opłacić haracz politykom prezesa. A szczytem bezczelności są słowa ministra rozwoju Waldemara Budy, który pytany niedawno o wpłaty pisowskich bonzów na konta wyborcze PiS odrzekł: – Nic o tym nie wiem…
Tak więc z krętactwami i kłamstwami polityków PiS jest jak z przedwojenną przygodą pewnego chrześcijańskiego młodzieńca. Idąc przez park zobaczył siedzącą na ławce piękną Żydówkę, czytającą książkę.
– Co ciekawego pani czyta? – zapytał.
– „Geografię seksu” – odparła dziewczyna.
– I cóż tam jest ciekawego?
– Piszą, że najlepszymi kochankami są Żydzi i Indianie…
– Więc pani pozwoli, że się przedstawię: nazywam się Mojżesz Winnetou.