2.3 C
Bydgoszcz
piątek, 17 stycznia, 2025
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

PAMIĘTAMY… o zaginionych dziennikarzach: Jarku Ziętarze i Oli Walczak

GRAŻYNA OSTROPOLSKA

Bydgoszczanin JAROSŁAW ZIĘTARA pracował dla „Gazety Poznańskiej”. ALEKSANDRA WALCZAK pisała do toruńskich „Nowości”. Oboje zaginęli bez śladu.

Trzydzieści lat temu 24 letni Jarosław Ziętara wyszedł z domu do redakcji, ale tam nie dotarł. Osiemnaście lat temu 52 letnia Aleksandra Walczak wracała z wypoczynku w Szczyrku do domu pod Grudziądzem. Przed wjazdem do Torunia skontaktowała się z synem. Wtedy Daniel słyszał matkę ostatni raz.

Czy mroczne tajemnice, związane z zaginięciem Jarka i Oli ujrzą w końcu światło dzienne? Poznańscy dziennikarze, Krzysztof Kaźmierczak i Piotr Talaga próbowali na własną rękę wyjaśniać kulisy zniknięcia kolegi. Powołali nawet Komitet Społeczny o nazwie:

Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary”

Pozyskali informację o domniemanym przecieku z poznańskiej policji lub prokuratury, który miał (pod koniec lat 90.) „położyć” śledztwo w sprawie Ziętary. O jego zamordowanie (na zlecenie) podejrzewano wówczas Przemysława C., gangstera odsiadującego wyrok za usiłowanie zabójstwa i haracze. C miał podobno dostać do celi gryps z informacją o pogrążających go zeznaniach oraz wznowionym śledztwie i uprzedzić wspólników (prokuratura miała na to zeznania siedmiu świadków)

Ostatecznie, o umorzeniu śledztwa w 1999 roku przesądził fakt, że we wskazanym miejscu zwłok Ziętary nie znaleziono, C. do zabójstwa się nie przyznał, a tuż po wyjściu z więzienia… zginął w motocyklowym wypadku.

Już wtedy spekulowano, że zleceniodawców uprowadzenia i zamordowania Ziętary powinno się szukać w środowiskach, które dziennikarz penetrował. Pisał o aferach gospodarczych: przemycie, przekrętach celnych i nieuczciwej prywatyzacji.

Jarosław Ziętara skończył VI LO w Bydgoszczy, a potem studiował nauki polityczne w Poznaniu. Współpracę z gazetami zaczął już na drugim roku studiów. Dyplomu nie odebrał, bo zginął krótko przed tą uroczystością. Dla poznańskich dziennikarzy było jasne, że…

zaginionym interesowały się służby specjalne.

Ustalili, że zdolnego dziennikarza, znającego trzy obce języki próbował zwerbować Urząd Ochrony Państwa. I tu pojawił się bydgoski wątek. Propozycję pracy w UOP złożył Jarkowi jego kolega zatrudniony w bydgoskiej delegaturze. Ziętara odmówił, ale służby nie odpuściły. Prawdopodobnie dziennikarzowi podrzucano tematy. Liczono, że dotrze tam, gdzie funkcjonariusz ma niewielkie szanse.

– Mogli go wpuścić na minę, a gdy przypłacił to życiem, próbowali czyścić papiery – sugerowali koledzy Ziętary. W notatniku Jarka znaleziono numer telefonu pracownika poznańskiego UOP, a wśród dokumentów znalazł się i taki, który mógł wyjść jedynie ze służb specjalnych.

Rodzicami Jarka też interesowały się służby. – Kilka dni po tym, jak brat przepadł, ojca zaproszono do „Gazety Poznańskiej” na spotkanie z szefem poznańskiego UOP, który sondował, co wie o kontaktach syna ze służbami i sprawach, którymi się interesował – opowiadał mi w 2011 r brat zaginionego: Jacek Ziętara. Potem ktoś telefonował do ich sąsiadów z informacją, że bydgoscy i poznańscy funkcjonariusze sporo wiedzą o śmierci ich syna; podawał ich nazwiska i sugerował, że ma to związek z „demobilem”, czyli handlem bronią. – Rodzice do końca swego życia – mama zmarła w 1999, tata w 2005 roku –

walczyli o przeniesienie śledztwa z Poznania do innej prokuratury

– mówił mi Jacek Ziętara. Z zaginionym widział się w sierpniu 1992 roku, tuż po jego powrocie z gór. O zaginięciu Jarka powiadomiła go jego dziewczyna . – Wyszedł do redakcji i już tam nie dotarł. Najdziwniejsze jest to, że brat nie zabrał ze sobą dowodu, legitymacji dziennikarskiej i notatnika, które zawsze nosił – wspominał pan Jacek. Wierzył i nadal wierzy, że prawda wyjdzie na jaw i sprawcy zostaną ukarani. Po wznowieniu śledztwa wydawało się, że zebrane przez prokuraturę dowody wystarczą do ukarania winnych. Tymczasem mijały lata i…

W lutym 2022 r., Sąd Okręgowy w Poznaniu – nieprawomocnie – uniewinnił byłego senatora Aleksandra Gawronika, oskarżonego o podżeganie do zabójstwa Ziętary (miało to mieć miejsce podczas podczas narady w firmie Elektromis). Prokuratura złożyła w tej sprawie apelację.

Niedawno podobny wyrok usłyszeli: „Ryba” i „Lala” – oskarżeni o porwanie i przekazanie Jarosława Ziętary zabójcom – ochroniarze „Elektromisu”. Poznański sąd uznał, że zeznania głównych świadków są niespójne i wzajemnie sprzeczne, a w wywodach śledczych brakuje logiki. Prokuratura i brat Jarosława Ziętary kwestionują sądowy wyrok i zapowiadają apelację.

W Święto Zmarłych Jacek Ziętara jak zwykle zapali świeczkę na symbolicznym grobie brata. Na bydgoskim cmentarzu przy ul. Wiślanej, w miejscu spoczynku rodziców zaginionego.

Na symbolicznej płycie widnieje napis: Miał 24 lata. 1 września 1992 r. uprowadzony i zamordowany. Zginął, bo był dziennikarzem. Jarosław Ziętara, redaktor „Gazety Poznańskiej”.

Pamiętamy – dziennikarze” .

52-letnia Aleksandra Walczak – kierowniczka grudziądzkiego oddziału toruńskich „Nowości” zaginęła w nocy z 12 na 13 marca 2004 roku. .Wracała z urlopu w Szczyrku do domu pod Grudziądzem. Jej mąż twierdzi, że nigdy tam nie dojechała.

Syn Daniel rozmawiał z matką przez telefon, gdy mijała jego dom w Papowie Toruńskim. – Była 23.38, więc mama wstrzymała się z wizytą i obiecała, że odwiedzi nas następnego dnia – wspominał Daniel. Nie odwiedziła go, nie zjawiła się w pracy, więc powiadomił policję. Wykluczył, by matka targnęła się na życie lub gdzieś wyjechała. – Wybierała się na emeryturę, cieszyła półrocznym wnukiem,

chciała napisać książkę

– tłumaczył. Widział się z mamą w Szczyrku, gdzie dojechał wraz z kolegą na narty. Cztery dni po zaginięciu Aleksandry Walczak, kolega Daniela znalazł zaparkowany przy toruńskim dworcu PKP jej samochód: skodę fabię. Były w nim narty, ubrania i torebka bez dokumentów i komórki. – Samochód był zakurzony, nosił ślady kocich łap – wspominał syn. Świadkowie twierdzili, że auto stało w tym miejscu – góra – dzień. Pojawiły się sugestie, że ktoś je tam podstawił. Przeszukano dom i przekopano garaż w miejscu zamieszkania zaginionej, przesłuchano jej męża, syna i kolegę. – Nas z użyciem wariografu – wspominał syn. Zaginionej dziennikarki poszukiwali detektywi i jasnowidze. Przeczesywano lasy, dno Wisły, wyznaczono nagrodę. Bez skutku, więc sprawę umorzono.

Aleksandra Walczak specjalizowała się w tematyce kryminalnej. Bohaterami jej publikacji były osoby z lokalnego półświatka. – Nie można wykluczyć, że dziennikarka padła ofiarą zemsty jednego z tych, którzy wyszli na wolność – wypowiadał się dla jednej z gazet policjant z toruńskiej komendy.

Daniel, syn Aleksandry Walczak nadal wierzy, że prawda wyjdzie na jaw i zabójcę spotka kara. Ustanowił nawet nagrodę: 10 tys. za informacje, które pomogą w jej odsłonięciu. Symboliczny pochówek matki mógł zorganizować dopiero 10 lat po jej zaginięciu, bo dopiero w 2014 r otrzymał sądowy akt uznający dziennikarką za zmarłą.

PAMIĘTAMY:

Podobne artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Pozostańmy w kontakcie

255FaniLubię
523SubskrybującySubskrybuj
- Advertisement -spot_img

Ostatnio dodane