Grzyby ratują domowe budżety.
Inflacja galopuje. Pieniądze tracą na wartości. W rzeczywistości zarabiamy coraz mniej. Pokłosiem takiej polityki państwa jest konieczność ratowania domowych budżetów na różne sposoby. To, co kiedyś jeszcze było hobby, dziś staje się sposobem na dodatkowy zarobek lub uzupełnienie spiżarnianych zapasów. Mowa o grzybobraniu.
Ludzie ruszyli do lasów. Dzięki sprzyjającej pogodzie sezon grzybowy nie tylko się wydłużył ale i zbiory są bardziej obfite niż w poprzednich latach. Z uwagi na fatalną sytuację gospodarczą dla wielu ludzi pójście na grzyby stało się wręcz…wybawieniem. Nie stać ich bowiem na zakup coraz droższej żywności.
– W porównaniu do lat ubiegłych zbierajączy grzybów jest zdecydowanie więcej. Nawet trzy, cztery razy. Ludzie chodzą po lesie od rana do zmierzchu, całymi rodzinami. Wcześniej tak nie było – mówi pan Janusz mieszkający w pobliżu lasu.
Dla niektórych grzyby to okazja do zarobku. Na portalach sprzedażowych dziesięciolitrowe wiaderko maślaków bądź grzybów mieszanych kosztuje od czterdziestu do siedemdziesięciu złotych. Kurki, prawdziwki, koźlaki – nawet sto złotych za wiaderko. Biorąc pod uwagę, że w ciągu czterech, sześciu godzin można zebrać dwa i więcej wiadra grzybów – wychodzi całkiem godziwa dniówka. Jeszcze droższe są grzyby suszone, można więc potraktować leśne zbiory jako ciekawą inwestycję.
– Jestem emerytką i choć mam dość przyzwoitą emeryturę to mocno odczuwam podwyżki cen żywności. Na szczęście rodzina co jakiś czas podrzuca mi zebrane sowy i inne grzyby. Dzięki temu kilka obiadów w miesiącu miałam za friko i odczułam to w portfelu – słyszę od pani Aleksandry. W lasach nadal można zbierać czarne łebki, kozaki i sowy. Nie brakuje też zimnolubnych opieniek i zielonek.
Tłum grzybiarzy w lesie ma jednak ciemną stronę. Szczególnie prywatni właściciele lasów skarżą się na ich dewastację i zaśmiecanie. – Nie dziwię się, że ludzie zbierają grzyby, ale to jak się zachowują w lesie woła o pomstę do nieba. Posiadam kilka hektarów lasu, przynajmniej raz w miesiącu kontroluję ich stan, szczególnie w trosce o potencjalne kradzieże drewna. Jednak w tym roku to grzybiarze są moją zmorą. Ostatnio z pięciu hektarów lasu wyniosłem trzy dwustulitrowe worki śmieci. Czego tam nie było: butelki po wódce i innych napojach, puszki po piwie, opakowania po chipsach, ciastkach no i pełno środków higienicznych, podpasek, papieru toaletowego, chusteczek. Dodatkowo ściółka leśna jest dosłownie przeorana – opisuje pan Zenon. – Czas chyba zastanowić się nad ustawowym zakazem wstępu do lasów prywatnych lub możliwości ich grodzenia. Ludzie nie szanują lasu i własności prywatnej. – zauważa mój rozmówca.
Cóż… To jak się zachowujemy w lasach świadczy o naszej kulturze. Tej, wyniesionej z domu i tej nabytej.
MACIEJ SAS