Jak to ujął w reklamie jeden z celebrytów? Warto było żyć tak długo, żeby tego doczekać, czy jakoś tak. Warto chociażby dlatego, żeby się przekonać, jak daleko może się posunąć ludzka wyobraźnia.
Jestem raczej starszej daty, więc pamiętam inne czasy, gdy na przykład człowiek szedł do sklepu, widział na metce cenę, brał towar, podawał kasjerce odliczone pieniądze i szedł do domu. Dziś idąc do minimarketu, który mam pod nosem, nie założyłem okularów, ale i tak dobrze widziałem ceny, bo wypisane wielkimi cyframi. Spokojnie więc wybrałem zakupy i przy okienku… zupełnie co innego nabite na kasę. Bez karty, bo wziąłem tylko trochę gotówki, nie starczyło mi na wszystko, bo:
– piwo po 3,30 (wielkimi cyframi) ale tylko w sześciopaku, a pojedynczo 4,50 (mikroskopijnymi cyferkami),
– mineralna (1,5 litra) 2,60, ale tylko jeśli 2 butelki, bo tak to 3,60.
– chipsy 4,20, ale tylko jeśli do tego dobierzesz trzy czekoladki (po 1,99, bo jeśli pojedynczo to po 2,99), a tak to 5,99.
Głupio się poczułem, bo za mało gotówki wziąłem ze sobą. Zawstydzony zwracam więc jedno z dwóch piw, z chipsów nie rezygnuję, bo to dla wnuka, zamieniam mineralną na 0,7 litra… i guzik, bo też po 2,60, ale jeśli wezmę cztery butelki.
Wcześniej tego samego dnia w księgarni kupiłbym pewnie książkę (jedyną, która mnie interesuje) za 33 złote (wielkie cyfry na kolorowej okrągłej naklejce) …, gdyby nie to, że tylko wtedy, jeśli wezmę jeszcze jedną: z 50 % zniżką, bo jeśli nie to zapłacę 51 zł (mikroskopijne literki).
Tak? No to się wycwaniłem i biorę cieniutką kolorowankę za 3,50 i… guzik, bo ta druga musi być w podobnej cenie jak ta pierwsza. Czyli w sumie ta jedyna, która kogoś zainteresuje, kosztowałaby 33 + 25 = 58. Bez sensu! Kto na to pójdzie, skoro może ją kupić pojedynczo za 51 ? Nie wspomnę już, że te spore naklejki na innych egzemplarzach ponalepiane są tak, że zasłaniają znaczną część tytułu i trzeba go szukać wewnątrz lub na grzbiecie.
W super-tym razem-markecie kuszą mnie zakupem atrakcyjnej pralki za 2.500, bo jednocześnie zwrócą mi 300. Pytam kiedy zwrot, na kartę czy gotówką? Gdzie tam, ani jedno ani drugie. Tylko bon rabatowy na zakup kolejnego sprzętu (którego nie kupię, bo mi niepotrzebny).
Wszystko to pewnie młodym łatwiej idzie zrozumieć, ale w moim wieku mam kłopot z tą nową matematyką. W pewnym obcobrzmiącym markecie kupowałem niedawno część kurczaka z rożna za 10,50, teraz wielka nalepka głosi, że „z VAT-em obniżonym do „0” % !!!” mam zapłacić… 11,90 Jasne, pewnie się czepiam, to po prostu inne czasy…
A na koniec: zagadka. W empiku widzę książkę-thriller, którą kupiłem tydzień temu za 50 zł i odłożyłem czytanie na kilka dni, więc nówka. Dzisiaj widzę przecenioną o 50 % i nachodzi mnie chytra myśl: w książce jest jeszcze paragon, więc jutro pójdę ją zwrócić za 50 zł (jak na paragonie) i za chwilę kupię ją ponownie, ale za 25 zł. Cóż, trzeba próbować nadążyć za tymi nowymi czasami. Jak myślicie, uda się?