Zimno, drogo i niezbyt smacznie
W weekend zlustrowałem bydgoski Zlot Food Trucków. Jadłodajnie na kółkach ulokowały się przy ul. Solskiego, na parkingu marketu. Warto korzystać z ich oferty? Oto moja bardzo subiektywna ocena.
Na miejscu naliczyłem trzynaście stanowisk o zróżnicowanej ofercie. Począwszy od słodyczy np. hiszpańskie churrosy, których średnia porcja kosztowała 17 złotych, po burgery z wołowiną lub łopatką w kilku odmianach, a to już koszt od 20 złotych do 45. Można też było posmakować dania kuchni azjatyckiej, greckiej, amerykańskiej, węgierskiej, hiszpańskiej czy meksykańskiej.
Jako miłośnik mięsiwa, podawanego na sposób azjatycki zawiodłem się bardzo ubogą ofertą, choć trzeba mieć na uwadze, że bary na kołach serwują dania proste, a menu każdego food trucka jest krótkie. Nie da się, bowiem, ostro kucharzyć na kilku metrach .
Przyznam, że spodziewałem się większego rozmachu. Z pewnością zabrakło miejsc do konsumpcji. Kilkanaście ław piwnych nie załatwia sprawy. Czekając na zamówioną potrawę zwyczajnie zmarzłem a wrap, zresztą niedogrzany, ostygł błyskawicznie. Popijając go zimnym piwem: 0,4 l za 10 złotych! , bo innego nie było, marzyłem o powrocie do domu.
A przecież można było postawić kilka gazowych parasoli, które zapewniłyby ciepło i atmosferę. Raził mnie też brak segregacji odpadów. Papier i kartony lądowały we wspólnym koszu z tworzywami sztucznymi. Ceny? Na pewno nie niskie, ale to kwestia dyskusyjna. We dwójkę wydaliśmy siedemdziesiąt złotych i to nie dlatego, że „januszowaliśmy”. Dojmujący chłód i skromne menu skutecznie zniechęciły nas do dalszej konsumpcji.
Na pytanie, czy warto było odwiedzić zlot food trucków odpowiem, że nie. Za mniejsze pieniądze można zjeść potrawy z różnych kuchni świata np. w galerii handlowej. W cieple i z większym wyborem dań. W restauracji też nie będzie dużo drożej, a klimat nieporównywalny.
Tekst i zdjęcia: MACIEJ SAS