Strona główna Od lewa do prawa (Nie) tuszowanym okiem … KATARZYNY KABACIŃSKIEJ: Tsunami nad listami

… KATARZYNY KABACIŃSKIEJ: Tsunami nad listami

0

   Zawsze podziwiałam przedsiębiorczość rodaków, którzy potrafili dobrze ulokowany w kalendarzu dzień wolny przekształcić w tzw. długi weekend. Ale w tym roku to już przesada, bo majówka okazała się być naprawdę długaśna. W rozgrzanych nagłym wybuchem lata miejskich murach, czas płynął jakby wolniej, co nie znaczy, że było nudno!

GRZESZNYCH LUBI, Z RZĄDEM SIĘ CZUBI

Na pewno nie nudził się pan prezydent, więcej – to było jego przysłowiowe 5 minut, które skwapliwie wykorzystał. Zaszczycał, awansował, odznaczał i przemawiał, przemawiał, przemawiał… Najwyraźniej uznał, że o jubileuszu albo dobrze, albo wcale, gdyż nie mogła się nasza głowa państwa nachwalić Unii Europejskiej. Fakt, że Andrzej Duda dwie dekady obecności Polski we wspólnocie (już nie wyimaginowanej!) podsumował tak pozytywnie mogło rozbudzić nadzieje, że pan prezydent zmieni też zdanie w innych kontrowersyjnych sprawach. Tymczasem Andrzej Duda z właściwym sobie aktorskim zacięciem a to wbił szpilę Donaldowi – premierowi, a to ogłosił niekonsultowane z nikim propozycje na czas prezydencji Polski w UE. Zaistniał!

Tak więc nadzieja, jak nagle rozbłysła, tak szybko gasła, aż mrok nas spowił, gdy poznaliśmy ogłoszone przez PiS listy kandydujących w wyborach do europarlamentu. Człowiek czytał, oczom nie wierzył, dopiero między wierszami dopatrzył się kalkulacji: Może Donald Tramp stawać do walki o Biały Dom z dziesiątkami zarzutów i spraw sądowych, to dlaczego hołubieni na prezydenckich salonach Wąsik i Kamiński nie mogą startować do europarlamentu? Tym bardziej, że zaprzyjaźniony z Trampem polski prezydent obu panów ułaskawił i – jak dworują memy – chętnie wyświadczyłby tę przysługę również Donaldowi ze Stanów. Póki co, tych trzech ulubieńców Andrzeja Dudy, łączy fakt, że każdy ma coś na sumieniu.

ZAMIENIĘ CELĘ NA BRUKSELĘ

Wprawdzie sejmowe kuluary od dawna huczały plotkami na temat europejskiej kariery duetu pierwszych w odrodzonej Polsce więźniów politycznych, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał wierzyć, że dwaj przestępcy skazani prawomocnym wyrokiem mają reprezentować Rzeczpospolitą na unijnym forum. A jednak… Wódz postanowił, żołnierze muszą wykonać. Wielu się podporządkowało, ale się nie cieszyło! Choćby taki Marek Suski, zwykle elokwentny i żartobliwie usposobiony, teraz nie potrafi ukryć szoku, w jaki wprawiła go informacja, że użyto wobec niego Pegasusa. Tymczasem okazuje się, że panowie W&K postanowili na wylot prześwietlić też innych parlamentarzystów z bliskiego kręgu prezesa, bo mówi się o posłach Terleckim, Kuchcińskim czy Sobolewskim. Idę o zakład, że kto, jak kto, ale oni chętnie widzieliby Wąsika i Kamińskiego raczej w celi, niż w Brukseli.

Może jestem naiwna? Może oni są, jak ten żelazny elektorat PiSu i nic nie skruszy ich wiary w demiurga, który – wbrew różnym spekulacjom – trzyma się mocno. Na tyle, by licytować ostro obsadzając jedynki na listach nie mniej kontrowersyjnymi postaciami od panów W&K, że wymienię Daniela Obajtka i Jacka Kurskiego. Powiedzieć, że wokół prezesa Orlenu zbierają się czarne chmury, to nic nie powiedzieć. Każdy dzień przynosi wysyp newsów o fatalnych decyzjach, podejrzanych interesach i utopionych miliardach. O zarządzaniu spółką skarbu państwa, niczym udzielnym księstwem naftowym! Miał przez lata takie swoje księstwo i Jacek Kurski – twórca najgorszej telewizyjnej gadzinówki ostatnich dziesięcioleci, instrumentu do mamienia jednych i niszczenia drugich. Teraz, nim dopadnie go karząca ręka sprawiedliwości, wybiera się do europarlamentu. Ale tam, mocno w to wierzę, nie dadzą mu się zmanipulować.

DLA UNII OBRONY CZY DLA MAMONY?

Obsadzanie przez PiS „jedynek” na listach wyborczych do europarlamentu ludźmi skompromitowanymi może budzić (i we mnie budzi!) zdumienie, czy wręcz oburzenie. Uważam jednak, że przy całym tym zniesmaczeniu nie powinniśmy zamykać oczu na poczynania politycznej konkurencji. Ja nie zamykam i nie wszystko mi się podoba, co nie oznacza bynajmniej, że zbliża to mnie do symetrystów. Więcej – staram się pamiętać o Fredrowskiej wskazówce: „Znaj proporcjum, mocium panie” i nie zamierzam porównywać kandydatów, którzy są na ścieżce kolizyjnej z prawem do ludzi… No właśnie, jak mam nazwać kandydatów z Koalicji 15 października, którzy na fali euforii odsunięcia PiSu od władzy, moszczą się w parlamencie, tworzą rząd, by za chwilę to wszystko porzucić?

Gwoli ścisłości, o starcie do europarlamentu Bartłomieja Sienkiewicza mówiło się od początku objęcia przez niego stolca ministra od kultury. Miał „tylko” wysadzić w powietrze telewizyjną szczujnię, a potem już zawalczyć o europarlament. Przed 15 października 2023 zasiadał tam Radosław Sikorski, który dziś jest ministrem spraw zagranicznych w rządzie pana Tuska, ale spekuluje się, że byłby najlepszym kandydatem do objęcia tworzonego właśnie w UE komisarza ds. obrony. I to jest ten drugi przypadek, gdy zabawę w „kotka i myszkę” z wyborcami jestem w stanie usprawiedliwić. Ale Budka, Kropiwnicki, Szczerba, Joński… Najęli się do określonych zadań, których na pewno nie zdążą wykonać! To nie w porządku. Myślących podobnie jest więcej i Donald Tusk spuentował te wątpliwości mówiąc, że za Wąsikiem i Kamińskim wysyła do Brukseli szefa MSWiA, Kierwińskiego. Podłapał to znany dziennikarz, Andrzej Stankiewicz i zażartował, że za Obajtkiem, jak cień, podąża do UE minister od spółek skarbu państwa, pan Budka, a Sienkiewicz nie spuści z oka Kurskiego – twórcy TVPiS.

CREME DE LA CREME BAWI JAK MEM

Śmiech śmiechem, ale sytuacja międzynarodowa jest arcypoważna i stawia przed UE nowe wyzwania. Będą się więc ważyły losy jej kształtu, kompetencji i priorytetów, z których to postawienie na bezpieczeństwo jest bezdyskusyjne. W tych „przedwojennych” czasach powietrze z dnia na dzień robi się coraz gęstsze od cyberataków, fake newsów, manipulacji, sabotaży… A jeszcze raz po raz zza węgła wychynie jakiś szpieg, który grał na nosie wszystkim służbom! Unia jest „dzieckiem” pokoju, musi więc wypracować nowe procedury, wspólnie i ponad podziałami. Czego, niestety, nie da się powiedzieć o innym fundamentalnym problemie stopnia i form integracji państw członkowskich. Stąd, jak słyszymy, konieczność wysłania do Brukseli najlepszych, taki creme de la creme spośród polskiego zaciągu polityków.

Wielu jednak pyta, czy partie mają tak krótkie ławki, że ten sam polityk musi występować w różnych rolach? A może, prozaicznie, chodzi o duże pieniądze, w końcu polityczny top nie może być tani… Układający listy kandydatów odpierają ten zarzut mówiąc, że postawili na polityków znanych, takie wyborcze „lokomotywy”, które pociągną resztę. Gdy patrzę na lokomotywy z zajezdni Zjednoczonej Prawicy mam nieodparte skojarzenie z filozofią, która zawiera się w powiedzeniu: „Nieważne co mówią, ważne, by mówili”… Uważam więc, że znak równości z hasłem „creme de la creme” jest, delikatnie mówiąc, nieporozumieniem. Nie zawadzi też wziąć pod uwagę, że nawet najlepszy krem psuje się w wysokiej temperaturze. Ta, póki co, rośnie powoli, ale prognozy są jednoznaczne: temperatura przedwyborcza może być bliska wrzenia.

BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Exit mobile version