W dwudziestej dobie bezprzykładnego ataku Rosji na Ukrainę słowo, które nie schodzi nam z ust to „odwaga”. Podziwiamy odwagę i morale ukraińskich żołnierzy oraz cywilów uzbrojonych w … hymn i flagę narodową. Podziwiamy Ukraińców, którzy rzucają pracę w Polsce i jadą walczyć za ojczyznę oraz kobiety zmuszone opuścić ojczyznę, by chronić swe dzieci. Podziwiamy wolontariuszy, którzy wśród zgliszcz i świstu pocisków pomagają ofiarom agresora oraz tych organizujących korytarze humanitarne i ewakuację ludności…
Nie podejmuję się rozstrzygać czy taką postawę Ukraińców można przypisać powiedzeniu o tym, że przykład idzie z góry, tu – od niezłomnego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który na amerykańską propozycję bezpiecznego opuszczenia Kijowa miał odparować: „potrzebuję amunicji, nie podwózki”. A może nasi sąsiedzi tę niebywałą odwagę zawdzięczają genowi waleczności immanentnemu ich narodowi?
Warto jednak pamiętać, że odwaga „niejedno ma imię” i objawia się czasem w sposób mniej oczywisty. Choćby niespotykane „pospolite ruszenie” Polaków udzielających pomocy, czy wręcz dachu nad głową ukraińskim uchodźcom świat komentuje jako zryw serca i wyjątkową empatię. Tymczasem ja nie odmówiłabym rodakom właśnie odwagi, którą trzeba mieć, by nie bać się ogromu pracy i nieprzespanych nocy, ale przede wszystkim widoku dzieci z wojenną traumą w oczach oraz pełnych grozy i łez relacji ich matek z kraju pogrążonego w wojnie. Wspomnień kobiet, które doceniając wsparcie Polaków, chcą mieć możliwość pracy, by nie wyciągać ręki po pomoc. A przecież często uciekały spod bomb tak, jak stały, zostawiając na pastwę okupanta dorobek całego życia…
W obecnych relacjach polsko-ukraińskich odnajduję kolejny, nieoczywisty przykład odwagi moich rodaków. Myślę o tych, którzy przyjęli uchodźców pod swój dach, dali wikt i opierunek, co – w ramach rekompensaty – rząd wycenił na 40 zł dziennie na każdego gościa z Ukrainy. Moja znajoma zaprosiła do siebie 2 Ukrainki i pytała mnie, jak można te pieniądze uzyskać, bo na razie to odbija się od drzwi urzędów, które sprawę znają z mediów i brakuje im przepisów wykonawczych oraz potrzebnych procedur. A że nikt nie wie kiedy znikną biurokratyczne bariery, każda z kobiet dostała od znajomej miesięczną „wypłatę” 1200 zł. Żeby się lepiej poczuły, żeby same robiły zakupy. To ważne, ale nie wszyscy mogą sobie pozwolić na zaufanie państwu wymagające kasy, a więc i swoistej odwagi.
Z kolei, tej poza wszelkimi wątpliwościami nie sposób odmówić Marinie Owsiannikowej – dziennikarce, która w prime time odważyła się wejść w telewizyjny kadr z antywojennym hasłem i przestrogą, żeby nie wierzyć kłamstwom tv, bo to propaganda. Owsiannikowa – Rosjanka wiedziała, co mówi: od lat uczestniczyła w kremlowskiej grze pozorów, a ocknęła się dopiero po ataku Rosji na Ukrainę i zawstydzona przeprasza za wszystko.
Po oczywistym akcie odwagi, na deser mam przykład z gatunku „tak, ale…” Jest na końcu nie przez złośliwość, a z powodu przepływu informacji. Mowa o nieoczekiwanej wyprawie premiera Morawieckiego, wicepremiera Kaczyńskiego oraz premierów Czech i Słowenii do Kijowa pozostającego pod ustawicznym ostrzałem armii rosyjskiej. Odwaga, czy zbędne ryzykanctwo? Oficjalny głos z Polski mówi o symbolicznym pokazaniu solidarności z walczącą Ukrainą, w tle jednak słychać o nawiązaniu do wizyty sprzed 14 lat prezydenta Lecha Kaczyńskiego w zaatakowanej Gruzji. Nie będę spekulować czy ta wizyta, to odważny manifest solidarności, czy pijarowe wykorzystanie okoliczności. Zza biurka łatwo o kąśliwy komentarz, gdy z perspektywy Ukrainy, jak uważa prezydent Zełenski, wizyta liderów 3 bezpiecznych krajów Europy jest gestem nie do przecenienia. I wspomniał też o odwadze, do czego ma legitymację, jak nikt. A ja nie będę spekulowała również dlatego, by nie kusić losu! Ja już stawiam kropkę, oni muszą jeszcze z Kijowa wrócić. Bezpiecznie.