W zasadzie już jest niemal pewne, że Jarosław Kaczyński zarządzi wkrótce przedterminowe wybory parlamentarne. Pierwszą polską ofiarą ukraińskiej wojny są bowiem kolejne reanimowane kłamstwa Jarosława Kaczyńskiego i jego ferajny na temat katastrofy w Smoleńsku. To prawdziwe złoto polityczne budowane na krwi ofiar wojny w Ukrainie. Dwanaście lat po tragedii i po 143 (sic! – zjawisko nieznane w cywilizowanym świecie) „miesięcznicach” prezes PiS wskrzesza ofiary, a ściślej rzecz biorąc, jedną ofiarę tragedii na lotnisku w Smoleńsku. W ostatnim wywiadzie dla „Polska The Times” już nie tyle sugeruje, co przedstawia „dowody” na zamach. I jak to zwykle u Kaczyńskiego – wyimaginowane dowody są tylko w jego chorym umyśle. Bo on nie ma na ten temat nic do powiedzenia prócz chorych bredni, oskarżeń i gołosłownych twierdzeń. Ma otóż takie dowody na zamach: „Pierwszy raz po zapoznaniu się z różnymi dokumentami mam wyjaśnienie całości”. Doprawdy miażdżący argument – różne dokumenty i zamknięta całość, która wedle Kaczyńskiego wygląda tak: „Wiem, że dziś mówimy o czymś, co absolutnie można traktować jako dowody, tylko one niekoniecznie odpowiadają nam na pytanie: „kto?”, po nazwisku. Odpowiadają za to na pytanie, „co się stało?”. Więcej na ten temat nie mogę mówić (…) nie mogę wszystkiego powiedzieć. Mogę natomiast powiedzieć, że pierwszy raz po zapoznaniu się z różnymi dokumentami mam wyjaśnienie całości”.
Oto na naszych oczach Kaczyński reaktywuje sprawę „zamachu” i wskrzesza ofiary. Kolejne dowody na zamach? Jasne, że są: to „coś”, pewna całość, nieokreślone złe siły, pewne tezy, nienazwani zamachowcy, niejasne domysły i zagadkowe przypuszczenia. To całkowicie w stylu Kaczyńskiego, który w PR 24 wyznaje, że wie: „Krótko mówiąc – jak dokonano tego wszystkiego, co wiąże się z zamontowaniem jakichś środków wybuchowych w samolocie, w jaki sposób to zostało odpalone”.
Tak więc wojna w Ukrainie ponownie odpaliła fajerwerkami w umyśle prezesa PiS i jego klakierów. Szkoda tylko, że prezes wszystkich prezesów nie powiedział nawet słowa o tzw. raporcie Macierewicza, na publikację którego czekamy lata całe. Bo o tym, że ów raport będzie kolejnym humbugiem nawiedzonego i niebezpiecznego Antoniego przekonamy się… Właśnie – kiedy? Powiedzieć, że Kaczyński z cynizmem i premedytacją wykorzystuje wojnę w Ukrainie do wzniecenia wyborczego gniewu na Donalda Tuska, to niewiele powiedzieć. Naczelnik państwa dobrze wie, że bez wylania kolejnych kubłów z pisowskiego szamba na głowę szefa Platformy, będzie ciężko zwyciężyć w zbliżających się wyborach. Szkoda tylko, że Kaczyńskiemu o dowodach na zamach … nie wolno mu mówić.
Mówiąc wprost – jednym z kilku filarów przyspieszonej kampanii wyborczej będzie zmartwychwstanie Lecha Kaczyńskiego i mitu smoleńskiego, który walnie przyczynił się do zwycięstwa w 2015 roku. Kaczyński zaczął odgrzewać smoleńskie trupy mimo orzeczenia sądu, że Tusk nie jest żadnym „zdrajcą dyplomatycznym”, który mógł doprowadzić do śmierci prezydenta. Jest natomiast Tusk najgroźniejszym przeciwnikiem aberracji Kaczyńskiego. Nieoceniony dla PiS Jacek Kurski, prezes TVPiS, dzień w dzień okłamuje, że Tusk był zdolny zabić prezydenta RP na polecenie Putina. A Tomasz Sakiewicz, naczelny „Gazety Polskiej” bredzi: „Tusk pozwolił go zabić Putinowi.”
Tak więc tragedia smoleńska stanie się jednym z ważniejszych elementów kampanii wyborczej PiS. Kolejnym będą, wypłacane z naszych pieniędzy, kroplówki PiS na pisowskiego suwerena. Problem w tym, że chyba już nikt w Polsce nie wie, jaki jest prawdziwy stan finansów państwa. PiSowska żonglerka miliardami złotych zaciemnia obraz tego, czy Polska jest wypłacalna, czy też nie. Sądzę, że niezwykle ważnym elementem przyszłej kampanii wyborczej będą kłamstwa prezesa NBP Glapińskiego, który uwielbia fotografować się na tle złotych sztabek (nawiasem mówiąc, wczoraj usłyszałem dowcip, że prezydent USA przyjechał do Polski po kredyty, zgodnie z twierdzeniem prezesa NBP, że świat czeka na nasze pieniądze). Tak czy inaczej zdumienie budzi brak rzetelnych, obiektywnych informacji w sprawie stanu finansów państwa polskiego. Nawet opozycja nie potrafi wytłumaczyć, czy Polska ma pieniądze na rekordowe rozdawnictwo.
Z drugiej strony tzw. Polski Ład nie będzie zbyt eksploatowany przez kaczystów w zbliżającej się kampanii wyborczej. Choćby dlatego, że w ponad miesiąc PiS wprowadził do „ładu”… 850 poprawek! To rekord Polski w ustawodawstwie od trzech dziesięcioleci.
Wątpię więc, że wybory parlamentarne w Polsce odbędą się zgodnie z kalendarzem jesienią 2023 roku. Wojna w Ukrainie powoduje wzrost poparcia dla PiS (Polska jako środkowoeuropejskie mocarstwo), ale bajzel w polityce wewnętrznej może wkrótce być czynnikiem znacznie osłabiającym notowania partii Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego kaczyści będą dążyli do przedterminowych wyborów, póki suweren nie odczuje w portfelu „polskiego ładu”.