Niesamowita jest ta nasza, polska umiejętność podporządkowywania prawdy bieżącej polityce. Wystarczy, że jakiś aktor jest „nasz”, bo nie lubi PiSu czy Tuska, a już może robić najgłupsze i najbardziej obrzydliwe rzeczy, bo „nasi” będą go bronić niczym Częstochowy. Bydgoszcz odwiedził parę dni temu wybitny specjalista od szczerości a rebours, który dawno już pogubił się w meandrach faktów i zmyśleń, ale dla opozycji jest wciąż poważnie traktowanym stronnikiem w świętej wojnie.
Lech Wałęsa ma ogromne zasługi w sukcesie gigantycznego ruchu społecznego jakim była Solidarność. Miał wielki wpływ na to, że upadła komuna, że wyszliśmy z sowieckiej strefy wpływów i weszliśmy pod amerykański parasol. Ale równocześnie jest kłamcą i donosił do esbecji na kolegów. To nie jest kwestia wiary, jak chcieliby fani polskiego Noblisty, ale twardych dowodów, które z czasem stają się jeszcze twardsze. Latem ubiegłego roku opublikowano wyniki analizy dokumentów znalezionych w słynnej szafie Kiszczaka. Tych samych, o których Wałęsa twierdził publiczne, że zostały przez służbę bezpieczeństwa sfałszowane po to, żeby go skompromitować. Postępowanie w tej sprawie zostało prawomocnie umorzone w 2018 roku, a teraz opublikowano dodatkowe ekspertyzy przeprowadzone przez biegłych sądowych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. Jana Sehna w Krakowie. Eksperci porównali 158 dokumentów z teczki personalnej „Bolka” ze 140 dokumentami, które w latach 1963-2016 bezspornie osobiście sporządził lub podpisał Lecha Wałęsa. Wyniki były jednoznaczne: odręczne zobowiązanie o podjęciu współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa z 21 grudnia 1970 roku zostało w całości nakreślone przez Wałesę, podobnie jak 17 odręcznych pokwitowań odbioru pieniędzy i 29 odręcznych doniesień podpisanych kryptonimem „Bolek”. Jednym słowem: Lech Wałęsa to „Bolek”. Kropka.
Ale kto by się przejmował takimi historiami sprzed lat, kiedy teraz trzeba …. …? Opozycja już w 2015 roku zapowiedziała, że będzie prowadziła „totalną” wojnę z rządem, któremu Polacy cztery lata później kolejny raz dali kredyt zaufania. Dla „totalsów” liczy się każdy sposób, każda broń; choćby najbardziej podła dłoń, rzucająca kamień w rząd jest dla nich pożądanym wsparciem. No to „Bolek” jeździ po kraju i karmiąc swoje wiecznie nienasycone ego napędza spiralę nienawiści wobec legalnie wybranego rządu. To sfotografuje się na Starym Rynku ze sprawiającymi wrażenie mocno niezrównoważonych przedstawicielami KODu, to – jak relacjonował na łamach TvOKO Maciej Sas – snuje opowieści z mchu i paproci kończące się dokładnie tak, jak większość teorii spiskowych: „tego właśnie nie mogę powiedzieć”. Aż przykro patrzeć, jak legenda zmieniła się w patokombatanta i jeździ po kraju niczym baba z brodą po średniowiecznych jarmarkach ku uciesze coraz mizerniejszej gawiedzi.