Wyrażenie „inteligencja” bywa powszechnie używane, moim zdaniem nawet nadużywane. Chyba, że nie wszyscy mówią o tym samym. Spośród wielu definicji, najbardziej przypadła mi do gustu taka, że jest to zdolność do gromadzenia informacji, ich analizy i wyciągania prawidłowych wniosków dla osiągnięcia założonego celu. Jedynym łącznikiem wszystkich innych definicji jest tylko ta zdolność. Zatem, krótko mówiąc, nie chodzi o wiedzę, lecz o sposób jej wykorzystania. Wiedzę dość łatwo można zmierzyć, zaś z inteligencją już tak nie jest. Pomiary współczynnika inteligencji (IQ) byłyby miarodajne, gdyby badania prowadzono wśród osób o podobnym stanie wiedzy. Bo tylko wtedy dałoby się porównać zdolność do jej wykorzystania.
Oznaki inteligencji są dość widoczne, ale najbardziej… objawy jej braku. Lub, jak kto woli, „inteligencji inaczej”. Impulsów do takich rozważań sporo, i to na co dzień. Przykładowa sytuacja, pod hasłem „inteligentny system kierowania ruchem”. No, kurczę, gdzie ci inteligentni inżynierowie, skoro na pustych ulicach, w weekendy, na wielkich rondach trzeba dłużącymi się minutami samotnie stać i czekać, aż zielone światło przemieści się dookoła, jakby był normalny ruch? Inna codzienność? Proszę bardzo. Uliczne kratki kanalizy deszczowej – powyżej poziomu zbierania się wody (zakładam, że wykonawca posiada wiedzę o tym, że woda nie popłynie pod górkę). I dalej – w „moim” supersamie niespodzianka – technologia full wypas. Zmodernizowane, skomputeryzowane stoisko obsługi klienta. Dziesięć różnych paneli do wybrania numeru tematu – podobnie jak a ZUS-ie – lecz tylko jedna i ta sama osoba za ladą do obsługi ich wszystkich. Ten sam market, ale już tylko wspomnę o potrzebie odnalezienia płatków owsianych. Nie, nie na stoisku z produktami śniadaniowymi!, ale tam gdzie leżą makarony, zaś puszkę ananasów znajdujemy… nie na dziale owocowym albo konserw, ale tam gdzie są dodatki do ciast. Zarządzono, ale chyba gdzieś wysoko w stolicy, że np. owoce można sobie ładować do darmowej torebki („zrywki”), ale kilka metrów obok za identyczną torebkę na kurczaka płacisz trzydzieści groszy. Średnio inteligentny człowiek pójdzie po kurczaka z tą darmową, no nie?
Nie wiem, ale może decydentom, różnego zresztą poziomu, dodatkowo płacą za takie pseudo-inteligentne rozwiązania? No to ja bym się raczej majątku nie dorobił, bo nigdy bym nie wpadł na przykład na pomysł, żeby młodziakowi, przyuczanemu do zatrudnienia w bistro, kazać pytać każdego klienta: kawa na wynos czy na miejscu? Na pytanie o różnicę, pada odpowiedź: żadna. Nie bujam, mam na to świadka.
Zatem – żegnam, nie mówię „do widzenia”, tylko… właśnie, jak by należało, żeby było inteligentnie? Aha, i na koniec mały sprawdzian. Szerzy się feminizowanie nazw jakich się tylko da; ostatnio słyszałem o „majsterce” (bo majstrowa to byłaby żona majstra) oraz „gościni”. I tak mnie naszło zapytać, jak babeczki dadzą sobie radę z damską wersją od „człowiek”? Żeby było inteligentnie…
Julo Rafeld.
Czy możesz wyjaśnić, co zainspirowało Cię do napisania tego artykułu?
Visit us Telkom University