Hiobowa wieść obiegła Polskę: ubogi do tej pory Kościół jest na skraju nędzy. Arcybiskup Marek Jędraszewski, metropolita krakowski, zarządził zatem obowiązek starotestamentowej dziesięciny od dochodów parafii. W Starym Testamencie ów podatek był wyrazem wdzięczności i dowodem wiary w Boga (dziesięcinę zniesiono dopiero 150 lat temu w związku z rozdziałem Kościoła od państwa ale – jak widać – powraca ona w Polsce). Zdumiewające jest to, że arcybiskup rezyduje w Krakowie, który w dużej części należy do Kościoła – ma setki hektarów gruntów w mieście i okolicy oraz tysiące kamienic.
W tym miejscu wypada jednak zadać dwa głupie pytania: skąd proboszczowie będą mieli pieniądze na dziesięcinę skoro parafie też poważnie odczuwają wzrost kosztów energii oraz wysoką inflację? Od wiernych i państwa. I drugie – czy można być Spółką Skarbu Kościoła z o.o stojącą na krawędzi nędzy, mając: ok. 19 miliardów zł przychodów rocznie? Mając 170 tysięcy hektarów ziemi, mając 3 – 4 miliardy państwowego haraczu rocznie (za te pieniądze można by wybudować ok. 700 żłobków, które pomieściłyby wszystkie polskie dzieci), 3 do 4 miliardów za pogrzeby i śluby, mając 4 miliardy za dzierżawy i 5 miliardów z działalności gospodarczej plus 1,5 miliarda na armię katechetów? Jest jeszcze 200 milionów rocznie na Fundusz Kościelny Co oni robią z tym ubóstwem?
Trudno zarzucać kłamstwo hierarchom, więc nie wiem co o tym myśleć. Oto kilka miesięcy temu metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz tłumaczył dlaczego chce wybudować w centrum Warszawy 170-metrowy drapacz chmur: „My jesteśmy biedną diecezją, nie to co Kraków. Tam są pieniądze, diecezja bogata, a my musimy dbać o zasoby”.
Z tego wynika, że abp Jędraszewski może leżeć na miliardach sam o tym nie wiedząc. Ale najpewniej nie zapomniał nauk starszych braci w wierze:
– Ariel – pyta Goldwasser syna. – Co byś najbardziej chciał mieć?
– Pieniądze, tate.
– A potem?
– Potem to bardzo dużo pieniędzy, tate.
– A gdybyś miał już bardzo dużo pieniędzy, to co byś chciał mieć?
– Odsetki, tate…
Ale bieda polskiego Kościoła ma też inną twarz. Twarz biskupa tarnowskiego Leszka Leszkiewicza. Ów dobrodziej w purpurze oświadczył parę dni temu, że lepiej być biednym niż bogatym, lepiej mieć miskę ryżu niż stół zastawiony frykasami: „Dobrobyt – tłumaczy biskup – może sprawić, że pojawi się pokusa, by odejść od Boga. Dobrobyt może sprawić, że zaczniemy wymyślać, co jeszcze możemy osiągnąć, czego jeszcze możemy zakosztować. Dobrobyt może sprawić, że człowiek będzie znudzony tym, co ma, będzie myślał, że gdzieś indziej jest lepiej. Będzie myślał, że można skrzywdzić dzieci i żonę lub męża, zrujnować rodzinę. Dobrobyt może zniszczyć małżeństwo, a nawet prowadzić do związków homoseksualnych”!
Jeśli przyjąć na wiarę słowa biskupa Leszkiewicza, to można stracić wiarę. Żyjącym w dobrobycie np. politykom PiS działo się tak dobrze, że rozwodzili się na potęgę. A może nawet popadli w homoseksualizm, kto wie? Ryszard Czarnecki – druga żona, Marek Kuchciński – druga żona, Jacek Kurski – druga żona, Ryszard Terlecki – rozwiedziony, Beata Mazurek – rozwiedziona, Bernadeta Krynicka – rozwiedziona, Anna Zalewska – rozwiedziona, Stanisław Pięta – kochanka, Piotr Gliński – druga żona, Piotr Szeliga – szantażowany przez prostytutkę, Mariusz A. Kamiński – po rozwodzie. Takich żyjących w dobrobycie – prowadzącym oczywiście do rozwodu – jest w Polsce rocznie 130 tysięcy rodaczek i rodaków!
Krótko mówiąc, pogoń za pieniędzmi – zdaniem biskupa tarnowskiego – to też prosta droga do zniszczenia społeczeństwa. Święte słowa – chciałoby się zakrzyknąć ale przede wszystkim pod adresem episkopatu i większości księży. Najuboższym, hołdującym cnocie ubóstwa, jest abp generał Sławoj Leszek Głódź. Miesięcznie otrzymuje ok. 20 tys. zł emerytury, a w skład jego majątku wchodzą: 15 hektarów gruntów, lasy i staw oraz pałacyk wart ok. 6 milionów (Głódź kupił go od gminy za 60 tys. zł). Ba, generał trafił nawet – a raczej jego relikwie – do Muzeum Ordynariatu Polowego w Warszawie. To są pamiątki po nim z czasów pełnienia funkcji biskupa polowego: ołtarz polowy, mitra, pektorał, pierścień biskupi, mundur, stuła oraz ornat.
I taki właśnie „system wartości” chce przekazywać minister Przemysław Czarnek dzieciom i młodzieży zapowiadając od przyszłego roku obowiązkową religię w szkołach.