GRAŻYNA OSTROPOLSKA
W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy ruszył proces 48 letniej oszustki Magdy S. Na ławie oskarżonych o wyłudzenie z banków 50 mln zł zasiedli m.in: nauczyciele, lekarz i naukowiec.
Zgubiła ich pazerność. Za prowizję od zaciąganych na rzecz sprytnej oszustki kredytów dali się jej wodzić za nos. Posłużyli Magdzie S. za tzw. słupy, firmując własnym podpisem fałszywe dane we wnioskach o bankowy kredyt lub pożyczkę.
To pani S, – jak ustalili śledczy – typowała banki i dostarczała „słupom” dokumenty. Wpisywano tam nieprawdziwe dane o ich dochodzie, zadłużeniu i zatrudnieniu. Bankową gotówkę przejmowała Magda S., wypłacając „słupowi” 10 proc. prowizji i obiecując regularne płacenie rat. Zwykle spłacała kilka, zostawiając kredytobiorcę z długiem. Ogromnym, bo na jednego słupa przypadało na ogół kilka lub kilkanaście kredytów w wysokości od kilkudziesięciu do kilkaset tysięcy złotych każdy. Zaciągano je w bankach na terenie całej Polski. Dzień po dniu, a nawet po kilka dziennie (na jednego słupa), bo…
wnioski kredytowe składano równolegle do wielu banków
Chodziło o to, by informacje o wcześniejszej pożyczce lub kredycie nie zostały odnotowane w Biurze Informacji Kredytowej przed zaciągnięciem kolejnego zobowiązania.I tak np. oskarżona: pani K.- doktor nauk rolniczych z Bydgoszczy zaciągnęła w ciągu niespełna miesiąca (od 30 czerwca do 25 lipca 2011 r) dwanaście kredytów na ponad 400 tys. zł, a jej mąż nauczyciel kolejne osiem na ok. 600 tys zł w podobnym czasie. W sumie milion trafił do kieszeni Magdy S., a 100 tys. zł prowizji kredeytobiorców: czyli państwa K. Prokuratura ustaliła, że miesięczne raty kredytów, które Magda S. szybko przestała spłacać, wielokrotnie przekraczały dochody małżonków K.
Jeszcze głębiej weszło w oszukańczy biznes małżeństwo z Włocławka. On, znany lekarz w ciągu miesiąca (od 5 listopada do 5 grudnia 2012 r ) pobrał z 13 banków kredyty i pożyczki na ponad 2,2 mln zł, a jego żona – nauczycielka w kolejnych dziesięciu bankach: na ok. 1,9 mln zł. Tu 10 procentowa prowizja od Magdy S. (ponad 400 tys. zł) była na tyle nęcąca, że skutecznie…
uśpiła rozum i czujność.
W akcie oskarżenia, który po 9 latach śledztwa (prowadzonego przez gdańską prokuraturę) wpłynął do bydgoskiego sądu czytamy, że zarówno małżeństwo nauczycieli z Bydgoszczy jak i to: lekarsko-nauczycielskie z Włocławka nie przyznaje się do zarzucanych im czynów i odmawia składania wyjaśnień. W przeciwieństwie do kilku innych oskarżonych (aktem oskarżenia objęto 10 osób), którzy do udziału w przestępstwie się przyznali i wyrazili wolę dobrowolnego poddania się karze pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na okres próby oraz karze grzywny.
Nadzieje oskarżonych, wykonujących zawód zaufania publicznego (i konsekwentnie odmawiajacych wyjaśnień), na przedawnienie mogą okazać się złudne, choć na szybki wyrok to raczej się nie zanosi. Do przesłuchania jest 201 świadków, a … kolejna rozprawa sądowa spadła z wokandy z uwagi na niestawienie się kilku z nich. Na ostatniej (4 sierpnia br) z prawa odmowy składania zeznań skorzystała Anna S. – matka Magdy S., oskarżonej o popełnienie 371 czynów przestępczych.
Sądowa kartoteka Magdy S. jest bogata. W styczniu 2006 r sąd skazał ją za fałszerstwa, związane z wyłudzaniem kredytów na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata oraz 400 zł grzywny. W 2008 r ukarano ją grzywną (20 tys. zł) za przestępstwa skarbowe, a w czerwcu 2011 r wymierzono Magdzie S. wyrok za kolejne fałszerstwa, związane z wyłudzaniem kredytów; tym razem: dwa lata w zawieszeniu na pięć i 44 tys. zł grzywny. Wcale się tym nie przejęła.
Zmieniła nazwisko na panieńskie matki i…
kontynuowała przestępczą działalność i to na znacznie większą skalę. Wpadła w sierpniu 2013 r roku przy próbie wyłudzenia kolejnego kredytu z banku we Włocławku.
Aresztowanie celebrytki, bo za taką Magda S. uchodziła, spowodowało popłoch na bydgoskich salonach, gdzie uważano ją za przedsiębiorczą bizneswomen. Żyjąc z oszustwa, a konkretnie za cudzy kredyt, S. bardzo dbała o swój wizerunek. Jeździła złotym jeepem, nosiła markowe ubrania i brylowała na salonach, nawiązując nowe przyjaźnie. Żerowała na bogatych i na biednych. Jej ofiarami byli znani lekarze, nauczyciele, prawnicy, bankowcy, funkcjonariusze i przedsiębiorcy, a także… bezrobotni i emeryci. Wypełniała za nich kredytowe wnioski, preparowała lewe zaświadczenia o zarobkach i dostarczała do banku nieprawdziwe dane o ich zatrudnieniu. Miała w zanadrzu kilka własnych spółek – wydmuszek, gdzie mogła kandydatów na słupy fikcyjnie zatrudniać.
– To musiało być ustawione, bo kredyt przyznawano mi od ręki, a z niektórymi pracownikami banku Magda S. była na „ty” – oceniła pani Anna. Pamięta panią Natalię z banku „G”, która przyjeżdżała z Magdą do jej mieszkania , by dopiąć kredytowe formalności. I wizytę w inowrocławskim oddziale banku „P”, gdzie przyznano jej kredyt w dniu złożenia wniosku. – Magda przyjechała rano i powiedziała: „Ciociu, zabieram cię na wycieczkę” – tak pani Anna zapamiętała wyjazd do Inowrocławia, gdzie musiała tylko złożyć podpis pod umową z bankiem.
Zwykle przez pierwsze miesiące Magda S. wywiązywała się z obietnic i spłacała za kredytobiorców raty, a potem zostawiała ich… komornikowi. Zamówiła u jednego z najzdolniejszych lokalnych architektów wizualizację ekskluzywnego Domu Pomocy Społecznej, z basenem i miejscami do leżakowania na dachu, który miała rzekomo budować w Niwach pod Bydgoszczą. Woziła świeżo pozyskanych znajomych na miejsce przyszłej budowy, a po pewnym czasie….
prosiła ich o przysługę.
Mieli zaciągnąć dla Magdy S. kredyty na swoje nazwisko, bo… właśnie zabrakło jej „niewielkiej kwoty”, by zrealizować, skalkulowaną na 48 mln zł. inwestycję.
Jedni szli na taki układ, w zamian za prowizję, innym Magda S. obiecywała atrakcyjną pracę w swoim DPS. Zapewniała, że o zdolność kredytową nie muszą się martwić, bo ma w bankach swoich ludzi. Ani o raty, bo spłaci ich kredyt w ciągu kilku miesięcy. Miała wtedy u boku atrakcyjnego partnera: pana F., który za jej namową zaciągnął 1,6 mln zł kredytu na zakup i remont kamienicy w centrum Bydgoszczy, gdzie Magda S. miała otworzyć ekskluzywną klinikę urody. Przywoziła tam znanych lekarzy, proponując im zatrudnienie. Ilu przy tej okazji naciągnęła na kredyt do końca nie wiadomo, bo „znanym i poważanym” do frycowego wstyd się przyznać.
– Magda S. znakomicie potrafiła manipulować ludźmi. Zanim wypuściła ich z rąk, wyssała do cna – twierdzą ci, którzy stracili przez nią dorobek życia. Jest wśród nich małżeństwo W. z Wybrzeża, które straciło milion złotych. Magdę S. poleciła im znajoma prawniczka z Bydgoszczy. Zapewniała, że będzie to interes bezpieczny, bo stoi za tym legalne biuro pośrednictwa kredytowego, firmowane przez Joannę K., wspólniczkę Magdy S. (też oskarżoną). Zaciągną kredyty, które załatwi im pani Magda i przekażą jej te pieniądze w formie notarialnej pożyczki, zabezpieczonej nieruchomościami, otrzymując w zamian kilkuprocentową prowizję.
Magda S. przyjechała do nich złotym jeepem
Przywiozła podarunki dla dzieci państwa W. Zaprezentowała się jako poważna inwestorka: pokazała im projekt ekskluzywnego domu seniora, który zamierzała postawić w Niwach, opowiadała o rychłym otwarciu „Kliniki piękności” w centrum Bydgoszczy. Zaufali… A ona zgarnęła potem wszystkie, zaciągnięte na ich konto kredyty gotówkowe i hipoteczne. Pod te gotówkowe państwo W. mieli z nią spisać umowę pożyczki, zabezpieczoną działkami w Niwach, ale S. wciąż odkładała wizytę u notariusza. W końcu umówiła się na akt notarialny, a gdy przyjechali oświadczyła, że spotkanie trzeba odłożyć, bo nie wytyczono jeszcze działek – wspominali państwo W.
-Tej kobiecie brakuje sumienia, a kłamstwo ma we krwi – twierdzą ci, którym zmarnowała życie. Jest wśród nich pani Anna, która sprzątała dom S. i opiekowała się jej dziećmi. Była pracodawczyni namówiła ją na zaciągnięcie trzech kredytów, a jej córkę na… pięć. Pieniądze przekazały Magdzie, bo ta była ponć w nagłej potrzebie. Tłumaczyła, że właśnie kupuje atrakcyjne grunty w Kruszynie, które szybko przekształci w budowlane działki, dobrze sprzeda i natychmiast spłaci kredyty. To był jej stały chwyt, który działał, zwłaszcza po obietnicy natychmiastowego wypłacenia upolowanym ofiarom 10 procent z kwoty wyłudzonego kredytu.
– Ja nie dostałam ani złotówki! – zapewnia pani Anna. – Zgodziłam się jej pomóc, bo do głowy mi nie przyszło, że kobieta nazywająca mnie „ciocią”, której przez cztery lata niańczyłam dzieci, może mnie oszukać – tłumaczy. Ona i jej mąż wzięli dla Magdy S. kredyty na około 200 tys. zł. – Część spłaciła, a potem zostawiła nas z długami. Nie mieliśmy nawet bankowych umów, bo trzymała je Magda – opowiadała pani Anna. Komornik wszedł jej na emeryturę i kobieta otrzymywała na rękę około 600 zł, a jej mąż z chorym kręgosłupem i usuniętą nerką musiał natychmiast podjąć pracę i wszystko, co zarobił przeznaczał na spłatę kredytów.
Gdzie są pieniądze? 50 mln zł, które sprytna oszustka wyłudziła od swoich ofiar
wikłając je w kredytowe oszustwo? Z akt sądowych wynika, że 48 letnia Magda S. to kobieta stanu wolnego, z trójką dzieci nie będących na jej utrzymaniu, niepracująca, bez zawodu i bez majątku. Sądownie udało się zabezpieczyć na jej mieniu zaledwie … 21 200 zł.
W środowisku bydgoskiej socjety wciąż kipi od plotek i dywagacji na temat powiązań Magdy S. z osobami, które mogły jej pomóc w ukryciu lub wyprowadzeniu majątku (tą sprawą interesuje się prokuratura) – Ona potrafiła zarządzać kasą nawet zza krat. Chwaliła się, że ma takich prawników, którzy powiedzieli, że zawsze ją obronią, pod warunkiem, że nie uwikła się w narkotyki lub morderstwo – słyszę od tych, którzy uważali się za jej przyjaciół i których S. też oszukała. Zatrzymana w sierpniu 2013 r oszustka, po uchyleniu jej w 2015 r aresztu przebywała na wolności, pod dozorem policji, który uchylono w lipcu 2021 r.
Na rozprawę: 4 sierpnia bm Magda S. przybyła już jednak w kajdankach i eskorcie policji. Nie mogliśmy utrwalić tego na zdjęciu, bo adwokat oskarżonej zawnioskował do sądu o nieujawnianie wizerunku (stąd zdjęcie bez ławy oskarżonych, za to z dziesiątkami tomów akt na sądowym pulpicie))
Z Magdą S. i jej byłym partnerem Rafałem F. (jest dziś świadkiem w procesie Magdy S.) splatają się w przedziwny sposób tragiczne losy bydgoszczanki Magdaleny Kościeleckiej. Kobieta podpisała kilkanaście aktów notarialnych dot. kupna lub sprzedaży działek i nieruchomości; część w obecności Magdy S., naganiającej klientów, część za pośrednictwem pełnomocnika, którym nieopatrznie uczyniła Rafała F. Zamiast korzyści, które wedle obietnic miała z tych transakcji otrzymać, została …
z milionami długów i wizją eksmisji na bruk.
Ostatnia transakcja notarialna, na mocy której Magdalena Kościelecka przejęła (w 2014 roku) należącą do Rafała F. kamienicę w centrum Bydgoszczy, obciążoną hipoteką na ponad 2,8 mln zł – jest – także dla autorki niniejszej publikacji – co najmniej niezrozumiała.
No, bo kto o zdrowych zmysłach kupuje za 700 tys. zł (Magdalena Kościelecka twierdzi, że zapłata była fikcją, bo takich pieniędzy nigdy nie miała) nieruchomość z 2,8 mln. zł wierzytelności ( głównie bankowych) na hipotece? Magda S. – ówczesna partnerka Rafała F. była już wtedy w areszcie, a jego ścigali komornicy. Scedowanie długów na Magdalenę Kościelecką było sprytnym posunięciem, zwłaszcza że zmanipulowana obietnicami bez pokrycia kobieta podpisywała wszystko, co chciał.
Dodajmy, że chodzi o kamienicę, na której zakup Rafał F., podobno za namową swojej ówczesnej partnerki Magdy S zaciągnął 1,6 mln zł hipotecznego kredytu. To właśnie tu pani S. – główna oskarżona w toczącym się przed SO w Bydgoszczy procesie – planowała otworzyć Klinikę Piękności. Tu przywoziła znanych lekarzy, mamiąc ich wizją intratnych zarobków w jej „klinice”.
Historia Magdaleny Kościeleckiej zadziwia i zarazem przeraża. Pokazuje bowiem, jak łatwo, kierując się wizją zysku wpaść w szpony oszusta, poddać jego socjotechnicznym sztuczkom i stracić… miliony. Kościelecka, jak twierdzi, straciła dorobek całego życia, przeszła
załamania nerwowe i próby samobójcze…
Czuje się ofiarą manipulacji i oszustw, o które obwinia Rafała F. i Magdę S. Próbowała zainteresować sprawą policję i prokuraturę, ale ta, nie wgłebiając się w szczegóły i ograniczając do przesłuchania Rafała F., który twierdził, że jego interesy z Magdaleną Kościelecką były lege artis oraz jednego z notariuszy, bo drugi odmówił wyjaśnień, umorzyła dochodzenie, sugerując kobiecie, by sprawiedliwości dochodziła na drodze cywilnej, a nie karnej.
Bydgoska prokuratura próbowała wprawdzie zainteresować doniesieniem Kościeleckiej wydział ds przestępczości gospodarczej Prokuratury Rejonowej w Gdańsku (to tam prowadzono śledztwo w sprawie wyłudzeń i oszustw Magdy S., zakończone w ub.r oskarżeniem 10 osób). Bez powodzenia, bo z Gdańska przyszła taka odpowiedź: „Brak łączności przedmiotowo – podmiotowej z niniejszym postępowaniem”.
Byliśmy z kamerą TvOKO u Magdaleny Kościeleckiej. Obejrzyjcie, proszę, filmik z zarejestrowaną rozmową. Posłuchajcie zwierzeń zrozpaczonej kobiety.
Także ku… przestrodze, bo toczący sie przed SO w Bydgoszczy proces Magdy S. jasno pokazuje, że wiara w zdobycie „szybkich pieniędzy” nie poplaca, ZAŚ ludzka pazerność jest tym, no co liczą i na czym żerują oszuści.