„Zawsze chciałem mieć takie coś” już 26 lat temu przyznał zespół Blenders. Więcej – swoje marzenie radośnie wyśpiewywał w utworze pt. „Ciągnik”, bo o ten przedmiot pożądania chodziło. Brzmi znajomo? Owszem, jednak między ciągnikiem Blendersów, a wiceministra rolnictwa Norberta Kaczmarczyka dostrzegam pewne różnice. Zespół śpiewa „Kupiłem czarny ciągnik”, maszyna nie jest więc zielona, jak ta ministerialna. Poza tym wiemy, że chłopaki nie płaczą, ale płacą, więc w posiadanie ciągnika weszli drogą kupna, co w przypadku pana Kaczmarczyka nie jest takie oczywiste.
I właśnie o tę niejednoznaczność chodzi. Niechby chłop miał ciągnik, nic mi do tego. Ale ta ostentacja, udział w reklamie, wręczanie kluczyków przez dilera maszyn w dniu wypasionego weseliska wiceministra… I brak jakiejkolwiek refleksji o niestosowności takich zachowań! To buta wynikająca z poczucia absolutnej bezkarności, a jednocześnie bezmyślność, która pozwala sądzić, że „ciemny lud to kupi”. Otóż, nie! Nie kupi!
Ale, żeby o brak większego namysłu podejrzewać ludzi z tytułem profesorskim? Jednak wrażliwa materia, jaką jest trajektoria ludzkich, w tym profesorskich, myśli bywa nieodgadniona i potrafi zaskoczyć. Taki Tomasz Nałęcz (skądinąd też profesor) zastygł w zdumieniu nad dziełem profesora Wojciecha Roszkowskiego, cenionego historyka o ogromnym dorobku, który swój podręcznik Historia i Teraźniejszość zamienił w oręż indoktrynacji. Ukształtowany przezeń młody człowiek ma nie grzeszyć samodzielną myślą, nie mówiąc o poglądach, a te przedstawione przyjmować bezrefleksyjnie, niczym prawdy objawione. Inna sprawa, że gdy się nad nimi głębiej zastanowić, to skóra cierpnie.
Teoretycznie mniej zaskakujący, bo znany z antyunijnej postawy jest profesor Zdzisław Krasnodębski, a jednak człowiek przeszedł sam siebie. Gdy usłyszałam, że nie Putinowska Rosja jest dla nas prawdziwym zagrożeniem, tylko Unia Europejska brwi uniosłam w niemym zdumieniu. Mocno pokrętną argumentację mogę streścić następująco: Ruski wróg, to znany wróg i jakoś tam „swój” prostacki kacap. Taki… jowialny morderca! Za to unijne działania są mocno wyrafinowane i rządzi nimi gra interesów, w której karty pod stołem rozdają Niemcy, a stawką jest suwerenność Polski. Wnet pojęłam, że prof. Krasnodębski, jako patriota, cierpi męki piekielne pobierając unijne srebrniki, ale próbuje rozsadzić UE od wewnątrz. Przy tym, mieszkając od lat pośród złowrogich Niemców, poświęca się i stanowi coś w rodzaju spersonalizowanego „muru berlińskiego”, który stawia tamę bliżej nieokreślonym niemieckim zakusom wobec Polski.
Po tych wstrząsających odkryciach już niewielkie wrażenie zrobił na mnie profesor Karol Karski. Chociaż wpisał się w narrację kolegi z Europarlamentu przekonując, że gdyby Rosja poczynała sobie wobec nas tak, jak to robią Niemcy, mówilibyśmy o wojnie hybrydowej. Trudno jednak będzie i jemu, i kolejnemu w profesorskim chórze, Ryszardowi Legutko obrzydzić ludziom Unię, gdy czerpią z niej wysokie apanaże, jednocześnie robiąc wiele, by KPO na konto Polski nie trafiło. Tacy patrioci!
To słowa pełne żółci, a deser jest wręcz toksyczny! Bo nawet jeśli afera z traktorem jest tylko żenadą, to jak nazwać postawę papieża Franciszka, który potwierdza swój symetryzm w traktowaniu stron walczących w Ukrainie? Ojcze Święty, tak się nie godzi! Nie wolno bestialsko mordującego, rabującego, gwałcącego agresora zrównywać z ofiarą, choćby też zaciekle walczącą. Jednak to Rosja ruguje państwo ukraińskie, a prawem Ukrainy jest się bronić. Tymczasem papież roni łzy nad śmiercią dziewczyny, która nie kryła, że dobry Ukrainiec, to martwy Ukrainiec! Zadawanie śmierci zawsze jest złem, przekleństwem towarzyszącym ludzkości od zarania dziejów. Nie zmienię tego, jednak – będąc mocno rozczarowaną – filozofii Franciszka nie podzielam. Amen.