Jak co roku, w ostatnich dniach kwietnia Biblioteka Narodowa opublikowała wyniki badań czytelnictwa w Polsce za rok miniony (od kwietnia 2021 do kwietnia 2022). Zaprawdę, przygnębiająca to lektura. Wynika z niej, że blisko 2/3 mieszkańców naszego kraju nie przeczytało w okresie obejmującym badanie ANI JEDNEJ książki. (w badaniu BN 62%). W domach jednej trzeciej Polaków jedynymi książkami są podręczniki szkolne, zaledwie czterdzieści procent przyznaje się do księgozbioru, przekraczającego pięćdziesiąt tomów. Czytanie za interesującą formę spędzenia wolnego czasu uznaje zaledwie co dziesiąty nasz rodak. Na tym ponurym ugorze swoją benedyktyńsko-pozytywistyczną pracę wykonują bibliotekarze, księgarze, wydawcy. Dwoją się, troją, a być może nawet czworzą, aby czytelnictwo jako obyczaj i książka jako artefakt przetrwały.
O kondycji branży wydawniczej, przyszłości książek i czytelnictwa Jerzy Kamiński rozmawiał z Janem Ławickim, dyrektorem działu promocji i reklamy kultowego, najstarszego i największego w Polsce wydawnictwa literatury dla dzieci i młodzieży Nasza Księgarnia.
Jerzy Kamiński: Pierwsze pytanie jest pytaniem natury biznesowej. Czy w czasach wszechogarniającej elektroniki, multimediów można jeszcze zarobić książek na wydawaniu książek?
Jan Ławicki: Oczywiście, można. Mamy wolny rynek i wydawnictwa – te, które nie są wydawnictwami instytucjonalnymi, albo wydawnictwami ze wsparciem, szczególnie instytucji państwowych czy samorządowych – muszą po prostu na siebie zarabiać. To prosty rachunek ekonomiczny. Jakkolwiek branża wydawnicza to bardzo trudna branża. Istnieją badania oceniające wartość poszczególnych rynków. Rynek książki nie wypada tu najlepiej. Naturalnie powstają nowe wydawnictwa, ale przebić się jest naprawdę ciężko. Dodatkowo ostatnimi czasy sytuację skomplikowały okoliczności zewnętrzne – pandemia, wysoka inflacja. Rynek wydawniczy musi sobie radzić z wysokimi cenami papieru i druku. Nie poddajemy się jednak…
Jerzy Kamiński: Nie czuje się pan trochę jak Don Kichot? Walczy pan po, zdawałoby się, przegranej stronie. Multimedia są znacznie powszechniejsze, łatwiejsze w użyciu. Książka nie jest bezobsługowa.
Jan Ławicki: Z jednej strony – minus. Z drugiej jednak to coś, co nas na rynku wyróżnia. Na pewno rozrywka elektroniczna jest łatwiejsza w odbiorze. Jest też bez wątpienia tańsza niż książka i dużo powszechniejsza. Znaleźliśmy jednak na tym rynku swoją niszę. Każdy z wydawców stara się znaleźć dziedzinę, w której będzie się specjalizował. Nie ma chyba wydawnictwa, które wydawałoby wszystko. W naszym przypadku, w przypadku Naszej Księgarni są to książki dla dzieci. I chyba wiemy, jak to robić, skoro, mimo konkurencji nie tylko ze strony multimediów, ale również innych wydawnictw, wciąż drukujemy książki i wciąż znajdujemy wiernych czytelników.
Jerzy Kamiński: W wydawnictwie odpowiada pan między innymi za promocję. Proszę powiedzieć, czy i w jaki sposób jesteście w stanie przekonać tych najmłodszych – albo może ich rodziców, że warto po książkę sięgnąć. Nie po smartfon, nie po laptopa czy tablet z filmem, ale właśnie po książkę.
Jan Ławicki: Próbujemy to robić od lat. Myślę, patrząc na rynek i na naszą na nim pozycję oraz na to, jak sprzedają się nasze książki, że wychodzi nam to całkiem nieźle. W wydawnictwie „Nasza Księgarnia” pracuję od prawie 10 lat. Widzę, że przez ten czas zostało rodzicami nowe pokolenie. To pokolenie urodzone w latach 80. i na początku 90. Oni dorastali i wchodzili w dorosłe życie już nie tylko z książką, ale również z komputerami, z tabletami, ze smartfonami. Ponieważ ta elektronika pojawiła się w ich życiu nieco później, doceniają rolę książek, zwłaszcza książek dobrych, wartościowych. I tę do nich atencję przekazują swoim dzieciom. Jeśli wspomnimy początek lat dziewięćdziesiątych, ten boom wolnego rynku, to zobaczymy, że w księgarniach dominowały książki zachodnie, bardzo kolorowe, ale tak naprawdę brzydkie. Treść nie miała w nich prawie żadnego znaczenia, ilustracje były bardzo kolorowe, krzykliwe, ale artystycznie słabe. To był taki powiew kolorowego zachodu. Dzieci, które na początku zachłysnęły się tą tandetą, z czasem zaczęły szukać rzeczy ładniejszych, mądrzejszych. Teraz nadal szukają tych pięknych książek, tylko, że dla swoich dzieci. Nie tych szaleńczo kolorowych, nie tych nadmiernie udziwnionych, ale takich, które są dobrze zaprojektowane, ciekawie napisane, pięknie zilustrowane i ładnie wydane.
Jerzy Kamiński: Czy w pańskim przekonaniu książka, jako źródło rozrywki – bo tym w wielu przypadkach jest – przetrwa? Czy jako wydawcy książek dla dzieci jesteście w stanie wychować nowe pokolenie, które będzie po nie sięgać? To jest przecież wasza racja bytu.
Jan Ławicki: Tu kluczowa jest rola rodziców. Trzeba dzieci namawiać do czytania, ale nie wolno ich do niego zmuszać. Wolność wyboru ma tutaj kapitalne znaczenie. Bardzo lubię jeździć na targi książki, wtedy mam bezpośredni kontakt z naszymi czytelnikami i ich rodzicami. Mogę trochę z boku obserwować, jak to wszystko działa, jak wygląda proces decyzyjny, dotyczący ewentualnego zakupu książki. Często widzę, że to rodzic, który tak naprawdę książkę kupuje, czyli za nią płaci, decyduje, jaką książkę ma przeczytać dziecko. Czasami z sentymentu, bo sam w dzieciństwie czytał tę pozycję. Czasami dlatego, że wydaje mu się, że będzie to rzecz wartościowa, mądra. A chyba nie tędy droga. Dziecko często potrzebuje rozrywki, chce przeczytać coś niekoniecznie bardzo mądrego, edukacyjnego, ale takiego, przy czym będzie się po prostu świetnie bawić. I jeśli uda się je przekonać, że czytanie może być świetną zabawą, że czytając może fajnie spędzić kilka godzin, to ono – szukając tych przyjemnych emocji – sięgnie po kolejną książkę. Naturalnie nie musi się tak stać, ale jest duża szansa, że tak właśnie będzie. A później, szukając nowych doznań, sięgnie być może po rzeczy ambitniejsze, bardziej wartościowe, niosące już nie tylko rozrywkę. Dlatego nie zmuszajmy dzieci do czytania książek, o których myślimy, że będą dla nich odpowiednie. Bądźmy ich doradcami, przewodnikami, ale pozostawmy im prawo wyboru.
Jerzy Kamiński: Gdy bierzemy do ręki książkę, rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi zaangażowanych było w jej wydanie. Tak naprawdę dociera do nas nazwisko autora, ewentualnie nazwa wydawnictwa, które za jej wydaniem stoi. Tymczasem to bardzo trudne i czasochłonne zadanie, które realizuje wielu często anonimowych ludzi. Jak wobec tego powstaje książka?
Jan Ławicki: Dobre wydanie książki to skomplikowany i dość długi proces, za którym stoi sztab ludzi. Do tego każde wydawnictwo pracuje trochę inaczej, ma inną strukturę oraz podział ról. Część wydawnictw zleca pewne elementy pracy nad książką „na zewnątrz”, czyli po prostu zleca wykonanie konkretnych prac osobom niezatrudnionym na stałe. W związku z tym, powiem w dużym uproszczeniu, kto stoi za wydaniem książki w najbardziej typowym przypadku. Osobami najbardziej kojarzonymi z książką są oczywiście autor i ewentualnie ilustrator. Bardzo niedoceniani za to są redaktorzy prowadzący. To oni czuwają nad spójnością książki, często pomagają autorowi, generalnie bardzo często aktywnie uczestniczą w jej tworzeniu. Kolejnymi osobami, przez których ręce książka przechodzi są redaktorzy językowi. Oni kontrolują poprawność językową tekstu, interpunkcję, często też robią korektę merytoryczną, czyli sprawdzają fakty podane w książce. Taki tekst, po korekcie zrobionej w dziale redakcji, trafia do działu DTP. Dział ten, w odpowiednich programach graficznych, łamie tekst, wkomponowuje w niego ilustracje i generalnie przygotowuje pliki do wysłania do drukarni. Zawsze jednak dział DTP powinien wydrukować u siebie te pliki i takie wydruki próbne wracają do działu redakcji. Tam znów są kontrolowane przez redaktora prowadzącego oraz redaktorów językowych. Wyszukują oni błędy w składzie, źle wkomponowane ilustracje, literówki etc. Bywa, że są trzy do czterech korekt. Wszystko zależy od skomplikowania książki. Zaakceptowane pliki są wysyłane przez dział DTP do wybranej drukarni. Tam są drukowane, oprawiane i pakowane. Gotowe książki trafiają do magazynów wydawnictwa, skąd są dalej rozsyłane do dystrybutorów lub sprzedawców końcowych. Tymi procesami zajmuje się dział handlowy wraz z pracownikami magazynu. Poza tymi osobami i działami, w procesy związane z tworzeniem i sprzedażą książek zaangażowane są także: dział praw, który jest odpowiedzialny za podpisywanie umów z autorami, sprzedaż praw do książek za granicę oraz za rozliczenia z autorami, oraz dział promocji odpowiedzialny za to, by czytelnicy dowiedzieli się , że dana pozycja została wydana. Dział promocji dba też o relacje z autorami, dziennikarzami oraz samymi czytelnikami. Ponadto, wydawnictwo, jak każda firma, musi mieć działy dbające o prawidłowe działanie samej instytucji. Są to np. dział administracji, czy dział księgowości. O procesie wydawniczym powstają długie teksty, a nawet prace naukowe, więc proszę to traktować jako bardzo duży skrót i tylko zasygnalizowanie skomplikowania całości.
Jerzy Kamiński: Na zakończenie rozmowy: czy Pańskim zdaniem książki papierowe przetrwają? Będą takie jak dziś, a może staną się artefaktami lub zostaną wyparte przez wersje elektroniczne, takie jak ebooki i audiobooki? A może w ogóle znikną jako przedmiot codziennego użytku, a staną się jedynie fanaberią, oldschoolowym dodatkiem?
Jan Ławicki: Niestety, nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie nawet z 50% prawdopodobieństwem. Zmiany, które następują w ostatnich dwudziestu, trzydziestu latach, dzieją się bardzo szybko i są często niezwykle zaskakujące. Przy tak ekspresowym rozwoju technologii i coraz to nowszych odkryciach i urządzeniach, może się zdarzyć, że w niedalekiej przyszłości będziemy na przykład wgrywać sobie treść książki bezpośrednio do mózgu, a tradycyjne wydania będą po prostu niepotrzebne… Odkładając na bok futuryzm i opierając się na obecnym stanie wiedzy, wierzę jednak, że książka przetrwa. Jest oczywiście taki scenariusz, który jest jakoś tam prawdopodobny, że będzie ona dobrem luksusowym, bardzo drogim, dostępnym tylko dla kolekcjonerów. Ale wydaje mi się i głęboko w to wierzę, że rodzice będą chcieli dla swoich dzieci czegoś więcej niż tylko prostej, opartej na elektronice rozrywki. Często jest dziś tak, że bardziej świadomi rodzice uczą dzieci od najmłodszych lat obcowania z książką, z tekstem pisanym na papierze, a nie na ekranie smartfonu czy czytnika. To także wyraz pewnego buntu przeciw przebodźcowaniu wszechobecną elektroniką. Wierzę, że te starania rodziców przyniosą efekty i dzieci zobaczą, że nie tylko telewizor, tablet, laptop, smartfon, czytnik ebooków – ale także książka może być nośnikiem ciekawych i ważnych dla nich treści. Jeżeli praca rodziców, naturalnie wspieranych przez nas: wydawców, zakończy się powodzeniem to książka przetrwa. Dzieci przyzwyczajone przez rodziców do sięgania po książkę, później same – już jako rodzice – przekażą te czytelnicze nawyki swoim dzieciom. W tym, w tej pracy, upatruję szansę na to, by książka nie stała się, jak powiedziałem wcześniej, dobrem luksusowym, ale że pozostanie ważnym, często bardzo nam bliskim przedmiotem codziennego użytku.
XXX
Jan Ławicki to absolwent Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego na specjalizacji Edytorstwo. Od 2013 roku pracuje w Wydawnictwie „Nasza Księgarnia”. Zaczął pracę na stanowisku specjalisty ds. promocji i reklamy, później został kierownikiem Działu Wydarzeń. Od marca 2020 roku jest dyrektorem Działu Promocji i Reklamy. Z rynkiem książki związany od dziecka. Jego ojciec był pisarzem, redaktorem i scenarzystą współpracującym m.in. z wydawnictwami Horyzonty i Nasza Księgarnia, Polskim Radiem i warszawskim Studiem Miniatur Filmowych.