– Dzień dobry, panie profesorze.
– Dzień dobry. Proszę, proszę. Nazwisko?
– Zimowicki Piotr. Ja…
– Zaraz, zaraz, ale ja tu pana nie mam. Czemu
Pana nie enlistowano?
– Słucham?
– No, nie ma pana na liście egzaminacyjnej.
– Bo ja, panie profesorze bym tylko chciał…
– Chwileczkę. Pan pozwoli, że jednak ja tu jestem
predystynowany do ustalania zasad, więc to nie pańskie
wolicjonalne zakusy będą implementowane.
– Ale ja nie mam żadnych…, no tych woli…
cyjnych zakusów.
– Tak się tylko mówi. De facto, każdemu, kto się
tu pojawia, towarzyszy immanentny
imperatyw, aby osiągnąć pozycję dominującą.
– Ale ja nie przyszedłem z żadnym imperatem, bo…
– Oj, na dodatek widzę, że raczy pan sobie
dworować z sytuacji i prezentuje w stosunku
do moich uwag sporą indyferentność.
– Ależ nie, panie profesorze, ja tylko…
– Wiem, wiem, każdy tak mówi, ale ja akurat
łatwo dostrzegam niekoherentność argumentów
wobec mnie prezentowanych. I dlatego immanentną
cechą moich ocen studentów jest…
– Panie profesorze, ja się do nich nie zaliczam.
– Och, czyżby aż tak się pan wyalienował ze
swego środowiska? Ja rozumiem, że można
mieć ambiwalentny stosunek do swej grupy,
ale aż takiej deprecjacji jeszcze nie spotkałem.
– Ale co to wszystko znaczy, bo ja nie rozumiem.
Chyba pan mnie nie obraża, co? Bo jak mów…
– No już dobrze, w porządku. Uwzględnię w swej
ocenie pańskie dążenie do aprecjacji i
zastosuję taryfę ulgową. To jak, zaprezentuje pan
wreszcie swoją dysertację…, no…, żeby pana
ukontentować…, opowie pan o swej pracy?
– No nareszcie! Panie, ja pracuję jako woźny i przyszedłem,
żeby poinformować, że jest awaria ogrzewania i wszystkie
zajęcia są odwołane, egzaminy też.
– Ach, rozumiem. No, ale dobry człowieku, czy nie można
było od początku porzucić ten cały intencjonalny fraktualizm
i od razu przejść do meritum?
– Nie no…! Dobra, niech mnie wywalą z tej roboty,
ale powiem tak po ludzku – niech się pan ode
mnie z tym całym swoim inter…cjalizmem…odpierdzieli!
Podsłuchał: JULO RAFELD