„Drożdżową Pychotkę” prowadzi od kilkunastu lat. Bywało różnie. Najczęściej miał pod górkę. Nie zapominał jednak, że warto pomagać. Świadczy o tym kilkadziesiąt podziękowań wiszących na ścianie cukierni. Dziś wspomaga swoimi wypiekami m.in. stoisko wolontariuszy na bydgoskim dworcu PKP – Było i jest ciężko. Okres pandemii dał mi się we znaki. Co prawda skorzystałem z dwóch tarcz, ale musiałem wziąć kredyt, bo zakwestionowano część mojego rozliczenia i jedną czwartą wsparcia muszę zwrócić. Interes ledwo odbija się od dna. Do tego ciągły brak wykwalifikowanych pracowników. Mimo przeciwności losu trzeba pomagać! Nie wiadomo czy i my się nie znajdziemy w podobnym położeniu – mówi Marcin Pieniak, bydgoski cukiernik.
Pełne ręce roboty mają na bydgoskim dworcu PKP wolontariusze z Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy, zwłaszcza tłumacze. Co rusz proszą ich o pomoc nieco zagubieni przybysze ze wschodu. – Mimo, że nasze języki są podobne to czasami trudno się porozumieć. Szczególnie, gdy chodzi o zakup biletu, poszukiwanie noclegu lub wyboru połączenia na podróż w głąb Europy – relacjonuje Jana, ukraińska wolontariuszka, studentka Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Największy ruch panuje przy stoisku, zapełnionym żywnością i środkami czystości. Wolontariusze rozdają gorącą zupę, herbatę, kanapki, soki, słodkości, owoce. Co chwilę ktoś przynosi kolejne rzeczy, wodę, rogale – To inicjatywa oddolna. Napisałam na Facebooku, że potrzebna jest pomoc dla uchodźców i zgłosiły się dziesiątki osób. Od wtorku pełnimy dyżury od 14 do 18, bo wtedy przyjeżdżają pociągi do Bydgoszczy z Przemyśla. Wszystko sami finansujemy, nie mamy żadnego innego wsparcia. Polegamy tylko na ludziach dobrej woli. Udało nam się pozyskać do współpracy piekarnię „Poćwiardowscy”, cukiernię „Drożdżowa Pychotka” oraz Food Not Bombs – wylicza Małgorzata Sikorska, pomysłodawczyni akcji.
Coś jednak szwankuje. Daje znać o sobie typowe polskie piekiełko. Okazuje się, że urzędnicy nie posiadają umiejętności działania w kryzysie i stanie wyższej konieczności. Brakuje elastyczności, empatii. Wolontariusze rozdający żywność działali przez ostatnie dwa dni na nielegalu. Władze PKP nie chciały im dać pozwolenia na funkcjonowanie. Byli odsyłani do władz miejskich i wojewódzkich. Ta spychologia – kuriozum w wydaniu polskim – trwa nadal.
Upokarzające jest również działanie PKP i służb wojewody. Aby skorzystać bezpłatnie z toalety, uchodźcy muszą prosić o… talon na kibel. Nie stać nas na otwarcie toalet? No chyba że wpływy z opłaty toaletowej to pokaźna pozycja w budżecie PKP. Świeżo procedowana ustawa, zawierająca przepisy o bezkarności urzędniczej w przypadku dokonania szkód finansowych w okresie wojny, zdejmuje z decydentów odpowiedzialność w tej materii. Zróbmy więc kible za darmo!!!
Z rozmów z wolontariuszami na bydgoskim dworcu PKP wyłowiłem jeszcze jeden ciekawy wątek. Mają oni ponoć zakaz podawania informacji o możliwych noclegach w prywatnych hotelach i kwaterach. Ciekawe… Pojawiło się pytanie, czy w akcję nie powinien włączyć się Sanepid i przyjrzeć działalności wolontariuszy… To może pojadą też z kontrolą na granicę?
Punkty pomocowe, zorganizowane przez Urząd Wojewódzki zlokalizowane zostały co
prawda w holu dworca, ale na tzw. zadupiu. W korytarzu, w kierunku wschodniego wyjścia na ul. Zygmunta Augusta, w lokalach przeznaczonych na wynajem. Co prawda
wszędzie wiszą banery i plakaty z informacją jak tam trafić, ale dla obcokrajowców jest to
… bieg na orientację. A przecież można prościej. W samym centrum holu głównego są wolne lokale. Gdyby to tam zlokalizowano pomocowe punkty, wychodzący z peronu uchodźca trafiałby tam bez pudła.
Na pierwszy rzut oka, dość kontrowersyjną akcję pomocową prowadzą świadkowie
Jehowy. Nie chcą informować, co tu robią i jak. Odsyłają do strony internetowej. Jedyną
informacją, jaką od nich wydostałem było stwierdzenie, że pomoc przez nich świadczona jest skierowana tylko do ich wyznawców. W pierwszej chwili to oburza, dlaczego nie dla
wszystkich? Co by na to powiedział Jezus? Z drugiej strony to przecież wspólnota z
własnymi zasadami i należy to uszanować.
Na stacji jest też sporo służb mundurowych. Policji, Służby Ochrony Kolei,
Straży Miejskiej czy strażaków. I nie jest to chybione działanie. Po przyjeździe pociągu funkcjonariusze z łatwością wyłapują tych zagubionych. Udzielają informacji. Często biorą bagaże uchodźców, niosą dzieci lub przywiezione z Ukrainy zwierzaki i pomagają dotrzeć do poczekalni. Prawdziwa służba i pomoc.
Wszyscy w jakiś sposób pomagają. Zakładam, że chcą dobrze. Tylko dlaczego nie ma
wspólnego działania. Czego boją się struktury urzędnicze we współdziałaniu z
obywatelami? Przecież to oni są dla nas. Łożymy na nich ze swoich podatków. Więc do
roboty!
Tekst i zdjęcia: MACIEJ SAS