Niewyobrażalne stało się rzeczywistością. Trzeba było zaledwie kilku dni, aby runął świat jaki znaliśmy od ponad półwiecza. Wydawałoby się, że rządy satrapów, bezdusznych i nawiedzonych szaleńców to domena Korei Północnej, bliskowschodnich lub afrykańskich reżimów. Tymczasem na wschodzie Europy, w pierwszym roku XXI stulecia, zaczęły się w Rosji rządy komunistycznego – jak się później okazało – carewicza Władimira Putina.
Dwie dekady później był już współczesnym apodyktycznym carem Rosji z 140 milionami poddanych i milionową armią. Dysponującym także, nieznaną dotąd w historii świata nieograniczoną władzą nad setkami źródeł informacji, dzięki którym może w dowolny sposób prać mózgi poddanych. Stąd wojna na Ukrainie jest zaledwie „operacją wojskową”, a rządzący podbijanym państwem to „naziści, narkomani i mordercy”.
35 lat temu w Stanach Zjednoczonych ukazała się genialna książka dziennikarki i pisarki Barbary Tuchman. Nosi tytuł „Szaleństwo władzy. Od Troi do Wietnamu”. Ta książka powinna być lekturą wszystkich przywódców państw i ich doradców. To współczesna wersja „Księcia” Machiawellego. Pisze Tuchman: „Od czasów Troi w polityce nic się nie zmieniło. To ciągłe dążenia do sprawowania pełnej kontroli nad innymi ludźmi i instytucjami sprawia, że rządzący nie skupiają się na realizacji celów społecznych, ale wyłącznie na dążeniu do uzyskania jak największej władzy”.
Brzmi znajomo? Oczywiście, nawet w XXI wieku, który miał być wiekiem spokoju. To jedno zdanie amerykańskiej autorki oddaje istotę reżimów: „Szaleństwo nie polega na braku wiedzy o przeszkodach w realizacji celu, do którego dążymy, ale na trzymaniu się celu, mimo gromadzonych dowodów, że jest on nieosiągalny”.
Car Władimir Putin może wygrać wojnę z Ukrainą, ale nie uda mu się spacyfikować obywateli Ukrainy. Bo jak tu okupować 45-milionowe państwo dwukrotnie większe od Polski? Nie mówiąc o tym, że Rosja od kilku dni stała się izolowanym w świecie chuliganem, odciętym od światowych finansów, towarów i dóbr. Putinowcy, co prawda jeszcze walą na oślep maczetą, ale wokół nich jest już pustka.
Cynizm to nieodłączna cecha działalności politycznej. Nie chciałbym i ja – toutes proportions gardées – być cyniczny kiedy tuż za polską granicą trwa wojna. Muszę jednak sarkastycznie przypomnieć, że kiedy na Białorusi trwał bunt obywateli przeciw rządom Łukaszenki, niegdysiejszego dyrektora ichniego PGR, premier Mateusz Morawiecki pisał do ministra Dworczyka: „Z całym szacunkiem dla walki Białorusinów, to też jest polityczne złoto dla nas”. Bo rzeczywiście – rządowe media w lwiej części zapełniały doniesienia z białoruskiego „frontu”. Ba, ustanowiono nawet… medal dla obrońców granic, a Narodowy Bank Polski wybił srebrną monetę upamiętniającą „bohaterską postawę” Straży Granicznej. I skoro walka Białorusinów z satrapą Łukaszenką była dla premiera Morawieckiego złotem politycznym, to – cynicznie mówiąc – wojna na Ukrainie jest dla obozu rządzącego PiS politycznym diamentem.
Bo przecież w sprawach wewnętrznych Polski w czasie trwania wojny nie zmienia się nic – Trybunał Konstytucyjny to nadal nieustająca polityczna odnoga Prawa i Sprawiedliwości, niszczenie sądów trwa w najlepsze, praworządność jest łamana, Pegazus odleciał na dalszy plan, a tworzenie nowych pisowskich instytucji rządowych (jest ich już ponad czterdzieści!) idzie jak po sznurku. Skok pisowców na państwową kasę też przebiega bez komplikacji, a bałagan związany z polskim nieładem jest mniej widoczny, bo rodzi się w cieniu wojny. A ona pozwoli też rządowi PiS na manipulację miliardowymi wydatkami poza parlamentarną i społeczną kontrolą.
W cynicznej pisowskiej narracji zmieniło się tylko jedno: Unia Europejska, Niemcy i administracja prezydenta Bidena nie są już frontowymi wrogami Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Okazało się, że wyimaginowana wspólnota europejska, ten brukselski okupant, stanął w godzinie próby na wysokości zadania. A pukanie premiera Morawieckiego do brukselskich drzwi z prośbą o pomoc jest coraz bardziej natarczywe. O ironio, ze strony rządu czy Kaczyńskiego nie padła żadna krytyka europejskiego konia trojańskiego Wiktora Orbana – wszak największego przyjaciela naczelnika Polski.
Wydarzenia ostatnich tygodni na Ukrainie i – przyznać trzeba – przyzwoita działalność polskiego rządu przyniesie partii Kaczyńskiego dodatkowe punkty poparcia. W całym pisowskim pakiecie cynicznego łamania demokracji w Polsce.
Dosyć komiczna jest też działalność wicepremiera ds. bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego, ukrywającego się od początku wojny w otoczonym policją domu. Parę tygodni temu powiedział: „Pryskają złudzenia, że UE to organizacja dobroczynna”. Wicepremier do spraw bezpieczeństwa – to brzmi dumnie, ale w kontekście roli naczelnika państwa – wręcz komicznie. W niedawnym wystąpieniu sejmowym Kaczyński… zaapelował do wspólnotowego myślenia, które „było przez wiele lat atakowane”. Człowiek, który rozwala od sześciu lat państwo, skłóca społeczeństwo i ociera się o jedynowładztwo, uczy Polaków wspólnotowego myślenia…
Barbara Tuchman słusznie zauważyła, że „nadmiar władzy najbardziej sprzyja szaleństwu. Rozważania te doprowadzają w końcu do wniosku, że jedynym zabezpieczeniem jest prawo”.
Cynicznie łamane w Polsce od sześciu lat.