I NIE WYLEJMY DZIECKA Z KĄPIELĄ…
Wobec tego, co dzieje się za wschodnią granicą Polski, trudno koncentrować się na kwestiach wyłącznie sportowych. Jednak za chwilę w całkowite zapomnienie odejdzie fakt zakończenia Igrzysk Olimpijskich i rozpoczęcia kolejnej olimpiady. Tak, tak. Olimpiady. Mało kto, zdaje się, wie lub pamięta, że – zgodnie z greckim kalendarzem – zmagania sportowców odbywające się co cztery lata to IGRZYSKA OLIMPIJSKIE, zaś czas między nimi – to OLIMPIADA. Ale nie o tym teraz…
W Pekinie Polacy zdobyli jeden – brązowy medal (Dawid Kubacki). To najgorszy medalowy dorobek w igrzyskach zimowych od 23 lat (wtedy igrzyska w Nagano Polacy zakończyli bez żadnego medalu). Mając w pamięci olimpijskie zmagania sprzed kilku lat – w tym rekordowe igrzyska w Soczi (w 2014 roku polscy sportowcy zdobyli 6 medali – cztery złote, jeden srebrny i jeden brązowy), rozpoczęliśmy narodowy lament i utyskiwania na fatalną kondycję naszych zimowych dyscyplin. A robimy to w kraju, w którym od lat… zimy tak naprawdę nie ma. Przesada? Proszę wyjrzeć za okno. Niemal środek kalendarzowej zimy, luty (wg słownika języka polskiego to słowo znaczyło niegdyś srogi, ostry). Na termometrze +5 stopni, śniegu od tygodni ani śladu. A nasi sportowcy na zimowych igrzyskach zdobywają medal !!! To prawda, w klasyfikacji medalowej ZIO 2022 Polska (wspólnie z Łotwą i Estonią) zajęła ostatnie, 27 miejsce. Ale na miłość boską, nikt nie podkreśla, jak wielkim osiągnięciem jest, że się w ogóle w tej klasyfikacji znaleźliśmy! Na igrzyskach startowali sportowcy z 91 krajów. Łatwo policzyć – reprezentanci 62 nacji nie zdobyli żadnego krążka !!! Wśród medalistów nie znalazły się takie kraje jak Dania, Chorwacja, Serbia, Turcja, Rumunia, Bułgaria czy Kazachstan. To już chyba nie brzmi tak źle? Zważywszy, że oceniamy igrzyska z perspektywy kraju, w którym średnia temperatura minionej zimy (2020/2021) wynosiła -0,2 stopnia! No dobrze, skoro tak, to dlaczego w klasyfikacji medalowej wyprzedzają nas kraje, w których warunki są niemal identyczne? Odpowiedzią jest jedno magiczne słowo – INFRASTRUKTURA. Drugie miejsce w klasyfikacji medalowej igrzysk w Pekinie zajęli Niemcy. Spośród 27 krążków, wywalczonych łącznie przez naszych zachodnich sąsiadów, 12 to medale na torze saneczkarsko/bobslejowym. W Niemczech są cztery takie obiekty (Königssee, Oberhof, Winterberg, Altenberg), na całym (!) świecie jest ich… 15. W Polsce nie ma ani jednego. Liczące obecnie nieco ponad 17 mln mieszkańców Niderlandy (do ub. roku po prostu Holandia) zdobyły łącznie, na wszystkich zimowych igrzyskach olimpijskich, 145 medali. Niemal wszystkie w łyżwiarstwie (W Pekinie 8/8). Od 5 lat jazda na łyżwach oficjalnie uznana została za element niematerialnego dziedzictwa kulturowego Niderlandów. W kraju o połowę mniejszym od Polski działają 702 kluby łyżwiarskie, mające do dyspozycji pięć całorocznych torów łyżwiarskich i 23 zadaszone sztuczne lodowiska. W Polsce klubów łyżwiarstwa szybkiego jest… 36, do dyspozycji mamy jeden tor pod dachem (od dwóch lat takowy działa w Tomaszowie Mazowieckim). Sztucznych lodowisk mamy 26… Można tak wyliczać niemal w nieskończoność. Nasze skocznie narciarskie (jest ich kilkanaście, w Norwegii kilkadziesiąt), trasy narciarskie – i te biegowe, i alpejskie – działają często w teorii. I to nie tylko z powodu jakichś tam zaniedbań. Można je bowiem sztucznie zaśnieżać przy temperaturze od – 2 stopni. Optymalnie przy – 10. A teraz spójrzmy za okno…
Te braki infrastrukturalne sprawiają, ze polski sport zimowy jest sportem elitarnym. Justyny Kowalczyk nie rodzą się na kamieniu. Trenerzy saneczkarzy, bobsleistów czy narciarzy alpejskich nie wybierają spośród setek chętnych, ten najniższy, najpowszechniejszy szczebel piramidy szkoleniowej w Polsce niemal nie istnieje. A jeśli już trafi się diament na miarę Maryny Gąsienicy – Daniel, to swój wrodzony talent może rozwijać wyłącznie za granicą. Rywalizacji z najlepszymi alpejkami świata nie można nauczyć się na – z całym szacunkiem – trasach z Kasprowego, Nosala czy Skrzycznego. A dorosłe trenowanie sportów zimowych w takich okolicznościach to też wielkie wyzwanie – w sezonie 2010/2011 Justyna Kowalczyk na zgrupowaniach i zawodach sportowych spędziła 291 dni !!! Do tego 30 dni na dojazdy – łącznie 321 dni w liczącym 365 dni roku! Ktoś powie – OK, to jej praca, w taki sposób zarabia na życie. Ale czy są takie pieniądze, które wynagrodzą…? Dlatego – choć z natury jestem zgryźliwy, sarkastyczny i złośliwy – apeluję o szacunek dla tego mikrego dorobku polskich sportowców zimowych. Tym bardziej, że w ciemnym – zdawałoby się – tunelu, można dostrzec światełko, czy może raczej – całkiem solidne światło. To klasyfikacja punktowa igrzysk. Ktoś powie – ot, taki ranking pocieszenia. Ale to zestawienie pokazuje, jak niewiele czasem zabrakło do medalu i jak liczna grupa sportowców danego kraju dobija się o jedno z trzech miejsc na finałowym podium. W tej klasyfikacji, za zwycięstwo (zloty medal) przyznaje się osiem punktów, za drugie miejsce (srebro) siedem i tak kolejno aż do ósmej lokaty, za którą przyznaje się jeden punkt. Tu – podobnie jak w klasyfikacji medalowej – zwyciężyła Norwegia (375 pkt) przed Rosją, USA, Niemcami, Kanadą. Polska w tym zestawieniu jest dziewiętnasta (38 pkt) i wyprzedza 16 innych reprezentacji, w tym także te, które pobiły nas w klasyfikacji medalowej. Dlatego polski dorobek medalowy w Pekinie to taki „miś na skalę naszych możliwości”. I choć może tym misiem nie otwieramy oczu niedowiarkom, to jednak, bez dwóch zdań, nie jest to nasze ostatnie słowo. Przynajmniej w sportach zimowych.
A na zakończenie jeszcze o tym, co za naszą wschodnią granicą. Wojna to plugastwo i nic nie broni agresorów, nic też nie odbierze laurów i wiecznej chwały tym, którzy heroicznie się bronią. W zwyczajnie ludzkim antywojennym uniesieniu chcemy pomóc tym, którzy w tej wojnie cierpią. Stąd powszechne akcje pomocowe, zwykłe odruchy solidarności z cierpiącymi czy uciekającymi przed wojenną pożogą. Jest jednak druga, ciemniejsza strona tego medalu. W oczywistej niechęci do agresorów bardzo łatwo przekraczamy granice… rozsądku. Także w sporcie. Bo o ile w miarę zrozumiałe jest, że nie będziemy toczyć sportowej rywalizacji na terenie kraju – agresora (czyli Rosji), to czy gesty takie, jak odmowa rywalizacji z Rosjanami w ogóle nie są nieco przesadzone? Wyrzucimy ich ze wszystkich rozgrywek? Przecież żaden z nich nie jest krwawym putinowskim siepaczem. Wielu z nich nawet nie mieszka w Rosji. Wielu czuje wstyd i zażenowanie tą bezsensowną agresją na sąsiada. Często mówią o tym wprost. Ale czy przepustką do sportowej rywalizacji ma być publicznie wygłoszone oświadczenie „***** Putina”? A co ze światem pozasportowym? Wyrzucić wszystkich Rosjan pracujących poza granicami? Karać ostracyzmem artystów, naukowców – także tych, otwarcie niesprzyjających kremlowskiemu reżimowi? Łatwo być srogim i nieugiętym w cudzej sprawie. Tak jak łatwo wylać dziecko z kąpielą. Zwłaszcza cudze dziecko….