JULIUSZ RAFELD
Czepialski z logistyką na bakier
Skoro logistyka ma się całkiem dobrze i szybko się rozwija, można by sądzić, że jej etymologiczną powinowatą: logikę, cechuje podobna tendencja. Czy aby na pewno? Postanowiłem to sprawdzić.
Wybrałem się na zakupy do jednej z bydgoskich galerii, zaopatrzony w listę produktów. Zwyczajnych, bez specjalnych wymogów i fanaberii. Po płatki owsiane ruszyłem, rzecz jasna, do działu „produkty śniadaniowe”, lecz mimo dwukrotnej przechadzki w tę i z powrotem , tam ich nie znalazłem. Dopytawszy obsługę o płatki trafiłem do działu… „makarony” i tam płatki były! Logiczne? No nie!
Z ananasami w puszce poszło podobnie. Żadne tam działy z owocami, czy przetworami i konserwami, po prostu trzeba się było udać do działu „dodatki do ciast”. Każdy głupi by się domyślił… no nie?
Ciekawe doświadczenie czekało mnie przy zakupie skarpet. Potrzebny rozmiar (45) znalazłem w koszu, w foliowej torebce, oznakowanej numerami 43-46. I byłoby ok, gdyby nie leżąca obok paczuszka oznakowana 39-42. Skarpety tego samego producenta i dokładnie tej samej wielkości, rozciągliwości oraz ceny. Czepiam się? Obsługa też uznała mnie za czepialskiego i doradziła, a jakże, żebym się zwrócił bezpośrednio do producenta. Nic prostszego. No nie?
Kolejny dział, tym razem dla ducha. Inna cena na etykiecie książki, inna na paragonie w kasie. Wyższa o 20 procent, ale to mały pikuś. Obsługa z takich drobiazgów się nie tłumaczy Każe iść klientowi do działu reklamacji po zwrot nadpłaty. Logiczne? Chyba nie…
Po zakupach: chwila relaksu w sieciowej kawiarni też niesie logiczną zagwozdkę. Taki sam kawałek ciasta, z tej samej półki, ukrojony przez tą samą panią, takim samym nożem, ale do konsumpcji na miejscu i przy pełnej stolikowej samoobsłudze, kosztuje ponad cztery razy więcej niż ciasto na wynos. Pewnie dlatego, że zwrócony (samoobsługowo) talerzyk trzeba opłukać wodą, a kupując ciastko „na wynos” dostaniemy kartonik nawet do tyciuśkiego kawałeczka.
Kres zakupowej logistyki i logiki przyjmuję z ulgą. Pozostaje mi tylko bezpiecznie dotrzeć do pobliskiego autobusowego przystanku. Z trudem pokonuję oblodzony trakt dla pieszych, by za chwilę przejść spokojnie przez przylegającą do chodnika dla pieszych, perfekcyjnie oczyszczoną ścieżkę rowerową. To oczywiste, bo przecież w środku zimy jeżdżą tędy tabuny rowerzystów. I całkiem logiczne, no nie?