NIESMAK POZOSTAŁ
W starym dowcipie dwaj przyjaciele rozmawiają przez telefon:
– Wiesz, proszę Cię, żebyś już nigdy do mnie nie przychodził..
– Co ty gadasz, dlaczego?!
-Po Twojej ostatniej wizycie z szuflady w komodzie zginęło 500 złotych.
– Stary, chyba nie myślisz, że ja te pieniądze…
– Nie, nie, pieniądze się znalazły, ale wiesz – niesmak pozostał.
Historyjka z tego żartu jak ulał pasuje mi do sytuacji, w jakiej znalazł się nowy trener piłkarskiej reprezentacji Polski Czesław Michniewicz. Dla tych, nieśledzących sportowych newsów – po kolei.
W ostatnich dniach stycznia tego roku prezes PZPN Cezary Kulesza ogłosił, że nowym szkoleniowcem naszej kadry zostanie właśnie Michniewicz. Liczący sobie pięćdziesiąt lat trener był w przeszłości bramkarzem (między innymi – co ważne – Amiki Wronki), a w swoim trenerskim dorobku ma puchary i superpuchary Polski (łącznie trzy takie trofea) oraz dwa tytuły Mistrza Polski (z Zagłębiem Lubin i Legią Warszawa). W swoim CV oprócz prowadzenia licznych zespołów polskiej ekstraklasy ma też prowadzenie reprezentacji Polski do lat 21, z którą w 2019 roku wywalczył awans do finałów Mistrzostw Europy. Zdawałoby się – trener idealny. Okazuje się, że nie dla wszystkich. Już w 2017 roku, gdy Michniewicz obejmował młodzieżówkę, słychać było pomruki niezadowolenia, które po nominacji na coacha kadry seniorów urosły do prawdziwego chóru oburzonych. Michniewicz? Przecież on jest umoczony w aferze korupcyjnej…
Wyjaśnień ciąg dalszy. Afera korupcyjna w polskim futbolu wybuchła w 2003 roku, kiedy to Sejm przyjął ustawę o tzw, przekupstwie sportowym. Na jej podstawie prokuratura we Wrocławiu wszczęła śledztwo, w którym o przekupstwa i ustawianie wyników meczów oskarżono i ostatecznie skazano blisko 500 działaczy piłkarskich, zawodników, trenerów i sędziów. Spiritus movens całej afery okrzyknięto niejakiego Ryszarda F. ps. „Fryzjer”, działacza Amiki Wronki (to ważne!) i wielkopolskich struktur PZPN. Ostatecznie w listopadzie ub. roku (sic! przypomnijmy, że afera korupcyjna wybuchła w roku 2003!) Ryszarda F. prawomocnie skazano na 4,5 roku bezwzględnego więzienia.
No dobrze. Ale skąd w tym wszystkim nowy trener reprezentacji? Był oskarżony czy może – nie daj Boże – skazany w tej aferze? NIE!!! Nazwisko Czesława Michniewicza pojawia się w śledztwie wrocławskiej prokuratury WYŁĄCZNIE (!!) w charakterze świadka. Zresztą Michniewicz w celu złożenia zeznań sam się do prokuratury zgłosił. Skoro jest więc tak dobrze, dlaczego jest tak źle? – ciśnie się pytanie. Czym Michniewicz naraził się stróżom moralności w rodzimym futbolu? Naraził się im można by rzec… telekomunikacyjnie. Bilingi telefonów wykazały, że przez około 2,5 roku nowy trener reprezentacji 711 razy rozmawiał lub próbował rozmawiać z „Fryzjerem” (bilingi obejmują także próby połączeń, połączenia odrzucone, połączenia z automatyczną sekretarką). Te intensywne kontakty obu panów stały się dla owych stróżów wystarczającym argumentem, by wiązać Michniewicza z aferą korupcyjną i przypisywać mu czynny w niej udział. I furda tam, że śledztwo (przynajmniej sądząc po czasie jego trwania) było bardzo dokładne, a śledczy bez cienia wątpliwości wiedzieli o telefonicznych związkach obu panów. Nie wiem, czy prokuratorzy znali treść tych rozmów. Nie mam pojęcia, czy wobec „Fryzjera” stosowano techniki operacyjne (choć pewnie nie osławionego Pegasusa – myślę tu raczej o banalnych podsłuchach) pozwalające poznać ich treść. Pewnie nie – w końcu sprawa dotyczyła zaledwie Ojca Chrzestnego piłkarskiej mafii, a nie polityka z konkurencyjnego ugrupowania w trakcie kampanii wyborczej czy niechętnych miłościwie nam panującej władzy Pani prokurator, wziętego adwokata czy rolniczego działacza związkowego. Zostają więc bilingi i… tłumaczenia obu panów. Musiały być na tyle wiarygodne, że Michniewiczowi nie postawiono ŻADNYCH zarzutów. Daję głowę, że treści tych rozmów nie znają też wzmożeni moralnie obrońcy czystości futbolowych zasad. Michniewicz tłumaczy, że Ryszarda F. znał od lat ( współpracował z nim jeszcze w czasach gry w Amice Wronki), nadto kontaktował się z nim jako z działaczem wielkopolskiego PZPN („Fryzjer” był tam ważną personą). Dla futbolowych Katonów to jednak za mało. Niesmak pozostał…
Ja – rzecz oczywista – także treści tych rozmów nie znam. Nie wiem, czy panowie rozmawiali o pogodzie, o piłce nożnej czy – może sączyli sobie w uszy czułe słówka, bo kwitł między nimi płomienny romans. I szczerze powiem – niewiele mnie to obchodzi. Wierzę, że prokuratura i sąd na tyle rzetelnie wykonały swoją robotę, że z czystym sumieniem mam prawo myśleć o Michniewiczu NIEWINNY. Zdaję sobie jednak sprawę, że żyjemy w czasach, w których w Polsce byle łachudra może kwestionować czy lekce sobie ważyć sądowe wyroki. I krew się we mnie gotuje, tym bardziej, że uczestniczący w piłkarskiej aferze korupcyjnej i skazani w niej prawomocnymi wyrokami trenerzy czy zawodnicy z powodzeniem funkcjonują – nie tylko na marginesie rodzimego futbolu, ale wręcz w jego sercu. Przykłady? proszę bardzo. W reprezentacji prowadzonej przez Jerzego Brzęczka trenerem bramkarzy był były bramkarz Widzewa Łódź i FC Porto Andrzej Woźniak. (2,5 roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i grzywna w wysokości 30 tys. zł. Musiał też zapłacić 6 tys. zł kosztów sądowych). Co na to obrońcy czystości zasad w polskim futbolu? Ano nic. Kolejny przykład? Proszę bardzo. Na początku tego roku gruchnęła wieść, że asystentem nowego selekcjonera kadry (nazwiska wtedy jeszcze nie podano, ale liderem wyścigu do fotela reprezentacji zdawał się być Adam Nawałka) będzie Łukasz Piszczek. Wybitny reprezentant Polski, piłkarz wielkiego kalibru, skazany w aferze korupcyjnej na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata, 100 tys. zł grzywny i zwrot 48,1 tys. zł otrzymanej premii za awans do Pucharu UEFA. Mało? To może przykład z mojego dziennikarskiego podwórka. Od dłuższego czasu komentatorem meczów i ekspertem piłkarskim w jednej z prywatnych stacji TV jest Dariusz Wdowczyk, skazany w aferze korupcyjnej na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat i 100 tys. zł grzywny, Do tego trener, wcześniej 53-krotny reprezentant Polski, musiał ponieść koszty sądowe w wysokości 20 tys. 470 zł. Przykłady – może nie aż tak spektakularne – można mnożyć. I nie chodzi mi o to, by piętnować ludzi, którzy w przeszłości popełnili błędy. Zostali za nie skazani, odpokutowali swoją winę i w świetle prawa powinni mieć czystą kartę. W końcu „w niebie większa będzie radość z jednego nawróconego grzesznika niż z dziesięciu sprawiedliwych” (Łk 15.7). Dlatego złości mnie, gdy w imię prywatnych sympatii czy antypatii, w irracjonalny sposób wskazuje się, kto jest dobry i zasługuje na zaufanie, a kogo – wbrew faktom i elementarnej logice – skazać na potępienie. No bo może i nie byli tak do końca winni, może byli wręcz niewinni, jednak – niesmak pozostał…